piątek, 27 września 2013

epilog: zostaniesz?


Na połamanych skrzydłach nie da się latać.
Ale kości w końcu się zrastają, po tygodniach rehabilitacji na powrót są gotowe do pełnienia swojej roli. Znowu można latać, szybować po błękitnym niebie i nie myśleć o niczym.
Wiem, że w kolejny lot polecę sama. Ciebie już tam nie będzie. Nie będziesz czekać na mnie pod białą chmurą ani popisywać się swoimi podniebnymi akrobacjami. To, co nas łączyło zniknęło bezpowrotnie, rozsypało się w proch. I choć oboje chcemy wrócić do tego, co było wcześniej, wiemy, że jest to niemożliwe.
Jak można pożegnać się z najlepszym przyjacielem? Czy istnieją jakiekolwiek odpowiednie słowa na taką okazję?
Pukasz do moich drzwi w pewne listopadowe popołudnie. Jestem zaskoczona, zdezorientowana. Cieszę się, że mogę cię wreszcie zobaczyć, ale z drugiej strony... Strach ściska mi serce. Co jeśli jesteś posłańcem niosącym złe wieści? Co jeśli twoje odwiedziny złamią mi serce?
Wiem, że tak będzie. Twoje oczy mówią wiele.
Wpuszczam cię do mieszkania i częstuję herbatą. Ręce ci drżą, gdy podnosisz do ust kubek.  Jest między nami nieswojo i dziwnie, jeszcze gorzej niż było na początku pobytu w Rostock. Dzielą nas lata świetle, różne galaktyki. Jesteśmy dla siebie obcymi osobami, ludźmi, którzy się nie znają, choć mają ze sobą tyle wspólnego.
To boli zarówno mnie jak i ciebie.
- Rut, posłuchaj... - Zaczynasz, ale szybko przerywasz. Twoje spojrzenie błądzi po ścianach niewielkiego saloniku, by w końcu po paru, minutach utknąć na mojej twarzy. Jesteś niewyobrażalnie  smutny, przepełniony niemą rozpaczą, bólem wylewającym się z otwartej rany na sercu. Chciałabym zrobić coś, co pomogłoby ci ukoić ten żal.
- Tym razem nie chciałem uciec. - Podejmujesz szeptem. - Zasługujesz na... na słowa wyjaśnienia.
Zagryzam wargę, walcząc z chęcią odwrócenia wzroku. Tak bardzo cierpię z powodu twoich chłodnych tęczówek.
- Ja... Nie chcę tego, Rut. Źle mi z dala od ciebie, ale jest jeszcze gorzej, gdy jestem przy tobie i wiem, że nigdy nie odwzajemnisz mojego uczucia. To mnie rujnuje. Nie potrafię tak żyć, rozumiesz?
Odrętwiałe kiwam głową. Nie wiem, co mam powiedzieć. Chcę cię tylko przytulić, usłyszeć, że będzie dobrze, że wiesz, jak cofnąć się w czasie. Płaczę.
- Nie płacz.
- Nie chcę tego dla nas. - Wychrypuję.
Łapiesz mnie za dłoń. W twoich oczach na chwilę pojawia się coś na kształt dawnej iskry.
- Uwierz mi, chciałbym umieć z powrotem być twoim przyjacielem.
- Zostań przy mnie...
Uśmiechasz się smutno, po czym palcem delikatnie wycierasz moje łzy. Jest ci cholernie ciężko, wręcz chwiejesz się pod ciężarem trosk i cierpień.
- Nie mogę. Muszę skupić się na skokach, wiesz, IO niedługo. Wygram i zadedykuję ci zwycięstwo, obiecuję. - Całujesz mnie w skroń. Ten intymny gest jest pożegnaniem, czuję to i dlatego płaczę mocniej. - Dziękuję ci za wszystko, szczęściem było bycie twoim przyjacielem. Danny się teraz tobą zaopiekuję, wiem, że kocha cię równie mocno, co ja. Bądź z nim szczęśliwa. - Szepczesz mi na ucho. - Teraz muszę odejść, nigdy się już nie zobaczymy, tak będzie lepiej. Będę za tobą tęsknić, Rut.
- Zostaniesz w moim sercu. - Mówię, wręcz zgniatając ci dłoń.
Przez kilka minut patrzymy sobie w oczy, nie widząc przerażającej rzeczywistości. Przez chwilę żyjemy wspomnieniami, widzimy wszystkie wspólne lata, nasze dziecięce zabawy i uśmiechy. Znowu jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi na zawsze, znowu rozpiera nas pełnowymiarowe szczęście. I latamy. Nasze dusze tańczą ze sobą ostatni, podniebny taniec. Jest pięknie,  jest strasznie, to tak mocno boli.
- Jesteś najlepszą przyjaciółką, jaka tylko może być. - Twój głos budzi mnie z cudownego snu. Mrugam powiekami, próbując skupić się na tym, co mnie otacza. Uśmiechasz się do mnie tak jak kiedyś, urocze dołeczki zdobią twoje policzki. Przytulasz mnie, a twój zapach przyjemnie mnie orzeźwia. Jesteśmy krok od samobójczego kroku, od kolejnego złamania serc.
Proszę, nie pozwól mi obudzić się.
- Żegnaj, Rut.
Wstajesz z sofy i kierujesz się w stronę wyjścia. Nie powstrzymuję cię, bo nie mogę; cała jestem sparaliżowana i jakby oderwana od swojego ciała. Jedynie słyszę jak nasze serca rozsypują się na tysiące kawałków.  To koniec.
Może nasze skrzydła już na zawsze straciły umiejętność latania?
Może zawsze to tylko kłamstwo.
Może to czas, by zacząć żyć inaczej?
Zatrzymujesz się przy drzwiach i jakby z wahaniem łapiesz za klamkę. Oglądasz się na mnie ostatni raz, a twoje oczy wciąż błyszczą. Widzę krew na twojej duszy.

Zostań chciałam poprosić.
Nie odchodź próbowałam krzyczeć.
Ale niemy krzyk echem odbił się od mojego wnętrza.
I odszedłeś.

A trzy miesiące później zostałeś Mistrzem Olimpijskim.
***
Bleibst du?, ich frage.
Bleib!, ich bitte.
aber du bist nicht geblieben.
__________
wiem, że niespodziewanie i wiem, że może kilka z was chce mnie zabić :)
mam taki mętlik, że nie wiem, co napisać.
po pierwsze "Widziałem ciebie" może nie jest najlepszym podkładem, ale jest dla jak kontynuacja 'Prawdziwego powietrza', piosenki, która była nieoficjalnym hymnem całego du-bleibst.
po drugie, musiałam tak zakończyć, bo życie nauczyło mnie, że ludzie przychodzą i odchodzą, że nie zawsze jest tak jak chcemy.
po trzecie kocham was tak bardzo i tak bardzo wam dziękuję, że byłyście zanim zawiesiłam, że byłyście po tym, jak wróciłam. powtórzę się, jesteście najlepsze! <3
po czwarte, codziennie jest dużo wejść, więc chciałabym orientacyjnie wiedzieć, ile osób to czytało. Zostawcie coś po sobie, ok? Choćby jedno słowo, będę wdzięczna :)
po piąte, trochę jestem dumna i trochę smutna.
a po szóste i ostatnie, zapraszam na you-stayed.blogspot.com !!! :)
Danke schön <3


Clueso - Du Bleibst


sobota, 21 września 2013

piętnaście: nikt nie obiecywał, że będzie łatwo


Czy łatwiej przeżyć coś, co już się kiedyś przeżyło?
Odpowiedź brzmi: nie. Ból jest taki sam, może nawet mocniejszy.  Do tego dochodzą kolejne rozczarowania, wyrzuty sumienia i poczucie winy.
Ale jest lżej, gdy ma się przy sobie ludzi, którzy rozumieją ciebie i twój smutek, którzy potrafią oderwać twoje myśli od nieprzyjemnych wspomnień i pytań, którzy są przy tobie nawet wtedy, gdy ich nieświadomie odpychasz.
Minęło kilkanaście tygodni, kolorowe liście ogołociły drzewa i zasłały chodniki, słońca zaczęło być jakby mniej, chłód obkuł serca, a Freitag wciąż nie daje znaku życia.
Wiem, co to znaczy, ale nadal odsuwam od siebie tą myśl. Nadzieja znika każdego dnia, przestaję wierzyć, że kiedykolwiek będę jeszcze śmiać się z Richardem. Nasza przyjaźń przechodzi do historii, wszystko, co było między nami uległo całkowitej destrukcji.
Nie umiem udawać, że nie tęsknię.
Teoretycznie mogłabym pojechać do Richarda, z łatwością udałoby mi się załatwić jego adres, ale on najwidoczniej nie chce mnie widzieć. Pewnie według niego, sprawa jest załatwiona. Bo najprościej jest po prostu uciec, zostawić opowieść bez epilogu, rzucić się w wir zajęć i zapomnieć, że gdzieś tam historia czeka na zakończenie.
Znowu. Mogłam się tego spodziewać, a nie ciągle się łudzić.
- Kochanie... - Ciepły głos Danny'iego sprawia, że odwracam się od okna i spoglądam na chłopaka. Skoczek z troską przygląda się mojej twarzy. Wystarczy, że rzuci tylko jedno spojrzenie w moją stronę, a momentalnie wie, o czym znowu myślałam. Chwilę później Queck zamyka mnie w objęciach, a ja zachłannie wdycham jego zapach, pozwalając by jego bliskość wyczyściła moją głowę z trudnych i obciążających duszę emocji.
- Wszystko jest okay. - Mówię w jego koszulę, ale brzmi to tak, jakbym bardziej zapewniała siebie niż jego.
Jest dobrze, naprawdę jest dobrze, ale czy może być dobrze, kiedy jest źle? Czy życie jest aż tak wielkim paradoksem?
- Rut.
- Potrzebuję szybkiego cięcia... Wolałabym, żeby przyjechał tutaj i powiedz mi prosto w twarz, żebym się odwaliła.
- Dla niego to też nie jest łatwe.
- Wiem.
Uśmiecham się ze zrezygnowaniem i odsuwam od Quecka. Gdyby nie on, załamałabym się totalnie. Na szczęście jest i, póki co, nigdzie się nie wybiera.
Danny wynajął mieszkanie w Monachium, teraz możemy częściej się spotykać i poznawać się nawzajem. Doceniam to. Ale na zamieszkanie z nim (Danny rzucił kilka nieobowiązujących sugestii) jest zdecydowanie za wcześnie.
Z Severinem też się widuję, często odwiedza mnie i Johannę, swoją kuzynkę, z którą wynajmuję mieszkanie. Poza tym kontakt mam jeszcze z Hedwig, a od czasu do czasu wymieniam też kilka wiadomości na fejsie z Bodmerem. Mój świat z pozoru jest w porządku, ale jeśli ktoś się bliżej przyjrzy, dostrzeże pęknięcia i rysy.
Bo nawet jeśli poskleja się rozwalonego człowieka, ślady zostaną. Na zawsze będą zdobić go blizny, będą go parzyć i przypominać o przeszłości. Przeszłość nigdy nie odpuszcza. Nigdy.
- Co będziemy robić wieczorem? - Wycieram z policzka samotną łzę i beztrosko uśmiecham się do Danny'iego.  Jest dobrze i tego się trzymajmy. Nie potrzebuję więcej katastrof w swoim życiu, muszę przestać się przejmować, cieszyć się tym co mam tu i teraz.
A mam Quecka. Kogoś, kto nie boi się moich demonów.
- A co chcesz robić?
- Może kino?
- Okay.
- Przyjdź po mnie o siódmej. Teraz lecę, bo umówiłam się z Severinem. - Zakładam kurtkę i całuję blondyna w usta. Smakuje ciepłem i miłością, wszystkim, co potrzebne jest mi do duchowej rekonwalescencji.
Z Severinem spotykam się w uroczej kawiarni, znajdującej się niedaleko Marienplatz. Zamawiam karmelowe cappuccino, a Freund espresso. Lubię przebywać w jego towarzystwie, zawsze mi lżej po rozmowie z nim.
Sev nadal przeżywa rozstanie z Ilse, ale jego serce jest już w lepszym stanie niż kilkanaście tygodni temu. Powoli się odbudowuje i na nowo uczy się ufać ludziom. Wychodzi mu to o wiele lepiej niż mi.
- Wiesz... Poznałem kogoś. Dziewczynę. - Mówi, po czym unosi do ust filiżankę.
Rzucam mu zaciekawione spojrzenie.
- Ma na imię  Aylin. Dała mi swój numer. - Kontynuuje. - Spodobała mi się.
- Zadzwoniłeś? - Pytam, uśmiechając się do niego. Jego niebieskie oczy pojaśniały, gdy zaczął mówić o Aylin.
Blondyn ucieka przede mną spojrzeniem.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł...
- Nie dowiesz się, jeśli nie spróbujesz.
- Ale... - Sev zaczyna wyłamywać sobie palce. Jest zdenerwowany i zmieszany.
- Nie wszystkie są takie jak Ilse. - Mówię łagodnie.
Skoczek wreszcie podnosi na mnie spojrzenie. Niebo zawarte w jego oczach jest bezchmurne i błękitne; burzowe chmury powoli wycofują się z jego życia.
- Może masz rację. - Uśmiecha się niepewnie. - Ale pod jednym warunkiem: musisz przestać ciągle myśleć o Richardzie.
Wzdycham cicho, oplatając palcami swoją filiżankę. Powoli kręcę głową.
- Nie dam rady, Sev. - Jęczę cicho, czując nieprzyjemne  pieczenie pod powiekami. Emocje, które dusiłam sobie przez te wszystkie tygodnie, nagle napierają na mnie z olbrzymią siłą, chcąc wyjść na świat. Próbuję się przed nimi bronić, ale przegrywam batalię. Jestem zmęczona byciem silną, chcę płakać.
Jak na komendę, pierwsze krople spływają po moich policzkach, rozmazując tusz.
- Ciągle zastanawiam się, jak się czuje, co robi, czy nadal jest zraniony. Świadomość, że to przeze mnie jest nieszczęśliwy nie daje mi spać po nocach. Nie chciałam tego.
- To nie twoja wina. - Freund łapie mnie za dłoń. Zaciskam palce na jego ręce, zupełnie jakby Severin miałby mnie wyciągnąć na powierzchnię; wzburzona woda zalewa moje płuca, nie mogę oddychać.
- Dlaczego to wszystko musi być takie trudne?
Severin przesiada się na krzesło obok mnie i mocno mnie do siebie przytula.
- Nikt nie obiecywał, że będzie łatwo, Rut. Ale damy sobie radę, wiesz?
______________________
ok, załamka. zły rozdział :c
poza tym wciąż nie mogę ogarnąć swojego życia, moja bezproduktywność mnie dobija. i mam wątpliwości co do swojego tematu na prezentacje maturalną. może jednak powinnam go zmienić?
!@#$%^&*(Z), jeszcze pół roku i przestanę być hot 18.
depresja jesienna jest blisko.
zimnusio.
ooouch.

sobota, 14 września 2013

czternaście: serce nie sługa


Włóczę się bez celu po plaży, w uszach wciąż mając słowa Richarda. Nie mam zielonego pojęcia, co mam z tym wszystkim zrobić, jaki krok wykonać. Mam wrażenie, że ostatnie godziny to tylko surrealistyczny sen, który skończy się, gdy tylko zadzwoni budzik.
Ale budzik nie zadzwoni, nie wybudzi mnie  piosenka My Chemical Romance, a ja nie wstanę z łóżka z przekleństwem na ustach, próbując odgonić od siebie resztki koszmaru.
Po prostu będę musiała się z tym zmierzyć i nie pozwolić, by Freitag znowu się ode mnie oddalił. Ale jak?
To dziwne, ale spotykam Severina. Blondyn jest po kolana zanurzony w wodzie. Wygląda spokojnie, ale jest w nim coś takiego, co budzi niepokój.
Ściągam sandały, rzucam je gdzieś na bok i wchodzę do wody. Moim ciałem wstrząsa potężny dreszcz. Zimno.
Sev spogląda na mnie,  gdy, zmęczona pokonaniem kilku metrów, zatrzymuję się obok niego. Jego twarz jest zrezygnowana, oczy przygaszone.
- Co tam? - Pyta pseudobeztroskim tonem.
Wzruszam nonszalancko ramionami.
- Spoko. Spieprzyłam misję 'Freitag'. A u ciebie?
Skoczek wzdycha. Jego beztroska znika w mgnieniu oka.
- Miałaś racje, Il chciała się mną tylko pobawić.
- Fajnie wiedzieć, że nie tylko mi się wszystko pieprzy. - Uśmiecham się niepewnie, a Freund odwzajemnia gest.
- Razem lepiej się cierpi, czyż nie?
Może ma rację. Ludziom zawsze jest lżej, gdy wiedzą, że nie tylko oni mają pod górkę. Taka ta ludzkość jest złośliwa.
- Mam pomysł. - Odzywa się chwilę później Sev. - Wyjedźmy razem do Francji. Wyobraź to tylko sobie, wieża Eiffla, czerwone wino, koszmarna kawa i croissanty. Mogłoby być fajnie.
- Przytyjemy. Croissanty to bomba kaloryczna.
Freund obdarza mnie tak smutnym uśmiechem, że moje serce znowu zaczyna krwawić.
- Wciąż o niej myślę...
Nie wiem, co powiedzieć, więc po prostu kładę dłoń na jego ramieniu. Jedna noc, a kilka różnych, choć podobnych historii. Jedna noc, a dwa złamane serca i kilka łez więcej. Rostock widział już wszystko - począwszy na szczęściu, przez gorzkie rozmowy, na nieszczęściu skończywszy.
I to wszystko zaledwie w dwa tygodnie.
- Zasługujesz na kogoś lepszego, wiesz.
- Wiem, że Ilse nie jest idealna. - Blondyn marszczy czoło, sprawiając, że jego twarz wygląda starzej. - Ale mimo wszystko... Serce nie sługa.
- To prawda. - Szepczę.
Severin patrzy się na mnie ze zdziwieniem.
- Co ty tam wiesz, wyglądacie z Dannym na szczęśliwych.
Uśmiecham się smutno do swoich myśli.
Zależy mi na Quecka, i to bardzo. Właściwie zaczynam coś do niego czuć, coś, co kiedyś może przekształcić się w miłość. Jestem pewna, że chcę kontynuować znajomość z nim, nie wątpię też w to, że chłopak spełni swoje obietnice. Wyznanie Freitaga w tej kwestii niczego nie pokomplikowało, Danny wciąż zajmuje ważne miejsce w moim sercu, miejsce, które tak niespodziewanie zajął.
A Freitag... Freitag miał rację, nie umiem kochać go tak, jak on kocha mnie. Nie mogę nawet wyobrazić sobie sytuacji, w której nasze stosunki zaczęłyby wykraczać poza przyjaźń.
I te dwie myśli - jedna, że zatracam się w Dannym coraz bardziej i druga, że nie potrafię odwzajemnić uczucia Richarda - sprawiają, że czuję się jak na życiowym rollercoasterze. Jak na wzburzonym morzu. Jak w środku oka cyklonu.
Nie wiem, czy chcę komukolwiek o tym opowiadać, nie mam dzisiaj sił, by zwierzać się ze swojego pogmatwanego życia. Ale w Severinie zawsze było coś takiego, co sprawiało, że umiałam się przed nim otworzyć nawet wtedy, gdy emocjonalnie nie  byłam na to gotowa. Ma dar. Rzadki, niespotykany dar dotarcia do ludzkich serc.
Uwielbiam go za to.
Wzdycham cicho i zaczynam mu wszystko opowiadać. Czuję się lepiej, gdy wiem, że jest przy mnie i  wspiera mnie, nawet jeśli nie zgadza się ze wszystkim, co robię.
Mimowolnie się uśmiecham. Severin jest wspaniałym przyjacielem. Pomaga samą swoją obecnością. Chciałabym być dla niego taka, jaki on jest dla mnie.
Ale jeszcze jest za wcześnie, bym mogła, aż tak zaufać ludziom. Może kiedyś.
- Kiedyś będzie nam łatwiej. - Mówi jakiś czas później Freund.
Zgadzam się z nim, modląc się w duchu, by to kiedyś zdarzyło się jak najszybciej.
*****
Wczesnym rankiem wyruszyliśmy w drogę powrotną do domu. Freitag unikał mnie przez cały poranek - znikał, gdy pojawiałam się w polu jego widzenia, a jeśli już musiał przebywać w pobliżu mnie, to dbał o to, byśmy nie zostawali tylko we dwójkę. Mur, którym nas oddzielił, był nie do pokonania. To cholernie bolało, sprawiało, że czułam się, jakbym rozpadała się na miliony drobnych części. Nienawidziłam go za to, ale rozumiałam. Nie umiał poradzić sobie z tą sytuacją, więc po prostu bronił się tak, jak tylko potrafił.
Obojętność zabija bardziej.
Znoszenie zbolałego i smutnego spojrzenia Richarda było niczym w porównaniu z tym, co Severinowi zaserwowała Ilse. Dziewczyna traktowała Freunda jak powietrze, w ogóle nie zwracała na niego uwagi i odwracała głowę za każdym razem, gdy Sev próbował do niej zagadać. Chciałam coś zrobić, cokolwiek, ale wiedziałam, że to tylko bardziej zdołowałoby mojego kochanego blondyna, więc  jedynie ograniczałam się do nienawistnych spojrzeń ciskanych w stronę młodej Wankówny.
Trzymaliśmy się we trójkę: ja, Danny i Freund. I w takim też składzie ruszyliśmy na południe.  Ilse, Bodmer, Andreas i Andrea jechali w samochodzie z Freitagiem, a Hedwig, Sybill i Torsten podróżowali volkswagenem Torstena.
Na postojach prawie się do siebie nie odzywaliśmy, atmosfera była tak gęsta, że można było ją nożem ciąć. Wank próbował nas rozluźnić, ale po dziesięciu minutach dał sobie z tym spokój. Coś wisiało w powietrzu i reszta to wyczuwała.
Nie powiedziałam o wyznaniu Richarda Queckowi. Nie byłam na siłach. I nie wiem, czy kiedykolwiek będę. Ale Danny coś się domyślał, może widział więcej niż ja, może już wcześniej zauważył coś innego w spojrzeniu bruneta?
Za każdym razem, gdy miałam ochotę wybuchnąć niepohamowanym płaczem, Danny delikatnie ściskał moją dłoń, dodając mi otuchy i sił.
Byłam mu za to wdzięczna.
I teraz, kiedy wszyscy stoimy na jednej z bawarskich stacji paliw, czuję się rozdarta między tym, co dzieje się pomiędzy mną a Dannym, a tym, co jest pomiędzy mną a Richardem. Czy mogę być szczęśliwa, jednocześnie będąc nieszczęśliwą i złamaną?
- No to rozjeżdżamy się. - Mówi obojętnie Queck, ale nikt mu nie odpowiada. Unikamy swoich spojrzeń, jakiegokolwiek kontaktu. I chociaż, że te wakacje były cudowne, końcówka sprawiła, że jest dziwnie.
To nie może tak się skończyć.
Zatrzymuję Freitaga, gdy otwiera drzwi do swojego samochodu. Nie jest z tego zadowolony, właściwie wygląda tak, jakby miał zamiar wsiąść do auta i zamknąć mi drzwi przed nosem.  Wzdycha głośno, gdy proszę go o chwilę rozmowy. Zamyka drzwi i mówi, że możemy rozmawiać tutaj.
Wszyscy siedzą już w pojazdach; czują na sobie ich ciekawskie spojrzenia.
- Nie chcę, żebyś znowu uciekł. - Szepczę, twardo wpatrując się w jego zielono-brązowe oczy. Freitag, o dziwo, nie odwraca wzroku.
- Ja też nie chcę. - Wyznaje równie cicho, jak ja. Głos mu trochę drży i widzę, że jest zdenerwowany.
Uśmiecham się z nikłą nadzieją, doskonale zdając sobie sprawę z tego, jakie życie nadziejami jest rozczarowujące.
Bo chyba nikt nie zliczy, ile przez tych kilka lat przeżyłam rozczarowań, wciąż czekając na jakikolwiek znak ze strony Richarda.
- Więc czasem mnie odwiedzisz?
- Nie wiem, Rut, nie wiem. - Mówi ostro; na jego czole pojawia się pozioma bruzda. - Mam mętlik w głowie.
- Proszę, już nie znikaj. - Chcę złapać go za rękę, a potem przytulić, ale Richard szybko się odwraca i wsiada do samochodu.
Później wracam do domu i znowu zaczynam czekać.
Historia, na jakiś sposób, zatoczyła krąg.
_________________
oesu, cóż za gniot ;___;
akcja miała rozgrywać się jedynie w rostock, ale moje nowe plany trochę przeinaczyły to, co było w pierwotnym zamyśle.
no i tak, muszę skończyć pisać recenzje do gazetki, wymyślić urodzinowy wierszyk dla przyjaciółki, ogarnąć siebie (wreszcie) i wziąć się za wos. i za matmę. ale z matmy zadania mi nie wychodzą </3, dobrze, że moja bff ma rozszerzenie z matematyki.
ah i list z niemieckiego napisać, lubię niemiecki, wiecie? :)
i wreszcie dostałam ostateczny plan lekcji, nad którym płaczę. :(

niedziela, 8 września 2013

trzynaście: każda noc to inna historia


- Bawmy się! - Krzyczy wesoło Wank, unosząc kieliszek do góry.
- Za ostatnią noc tutaj. - Dodaje Torsten.
- Za wakacje życia. - Mówi z uśmiechem Danny, mocniej obejmując mnie w pasie.
Ale ja nie słyszę moich przyjaciół, ani nie czuję uspokajającego dotyku Quecka. Głośna muzyka przestaje bębnić w uszach, a rażące światła już nie przeszkadzają. Znikają ludzie, bawiący się w najlepsze, znika cały świat. Mydlana bańka szczęścia, jaką otaczałam się przez ostatnie godziny, pęka pod naciskiem Richardowego spojrzenia.
Nagle robi mi się tak przerażająco zimno. Gęsię skórka pokrywa moje nagie przedramiona, dech zamiera w piersiach. Czuję się, jakby ktoś wyssał całe powietrze z klubu, muszę oprzeć się o Danniego, by nie upaść. A wzrok Richarda, choć jest zimny i nieruchomy, pali żywym ogniem.
Zagryzam wargę, uciekając przed jego zielono-brązowym tęczówkami schowanymi w mroku; Freitag znowu jest obcy i daleki, znowu jest nieznajomym, znowu jest człowiekiem ze znajomą twarzą, ale z obcym sercem.
I teraz to moja wina.
Duszkiem opróżniam swój kieliszek. Drżą mi dłonie i Danny to zauważa. Blondyn nachyla się, delikatnie muskając palcami mój policzek.
- Rut... - Szepcze, a jego oddech łaskocze mnie w skórę. - Wszystko w porządku?
- Jasne. - Odpowiadam niepewnie.
Straciłam swoją szansę, myślę, próbując opanować narastający w głowie mętlik. Straciłam swoją szansę, pozwoliłam minąć ostatnim godzinom, zapominając o swoim celu i skupiając się na sobie, na swoim pieprzonym szczęściu. Szczęściu, które nie potrwa dłużej niż kilka minut.
Wyrzuciłam z głowy Richarda, przestałam myśleć o rekonwalescencji naszej przyjaźni. Chwilowym zapomnieniem zmarnowałam wszystko to, co do tej pory udało mi się wypracować.
Jednym ruchem, jedną dobą. Tak dużo czasu potrzeba do zbudowania czegoś, a tak mało do zburzenia tego. Nie ma sprawiedliwości, po prostu nie ma.
Boję się.
Freitag odchodzi od naszej grupy. Ściskam Danniego za nadgarstek i mówię mu, że zaraz wrócę. Idę za Richardem. Brunet wychodzi z klubu i zatrzymuje się przed budynkiem, po czym zadziera głowę do góry i wpatruje się w ciemne niebo, od czasu do czasu poprzetykane jeszcze ciemniejszymi chmurami.
Stoję kilka kroków za nim. Ignoruję przytłumione dźwięki muzyki i cichutki szum morza. Wsłuchuję się jedynie w swoje głośno łomoczące serce. Jak bardzo źle jest teraz między nami?
Richard odwraca głowę i patrzy się prosto w moje oczy. W tym momencie zaczynam krwawić zraniona jego dystansem i wyobcowaniem.
- Wiesz, że za nim nie przepadam, więc nie będę akceptować waszego... związku. - Mówi nieswoim głosem.
- Nie rozmawiajmy o nim. To teraz nieistotne. - Wytrzymuję jego przeszywające spojrzenie, mimo że czuję jak pęka mi serca. - Chcę, żebyś nadal był moim przyjacielem. Tęsknię za tym.
Chłopak uśmiecha się gorzko, jest coraz dalszy i coraz bardziej niedostępny.
- A co jeśli nie umiem...?
- Nie umiesz czy nie chcesz?- Buntowniczo unoszę podbródek do góry.
Freitag robi kilka kroków w moją stronę. Wpatruję się uważnie w jego oczy, ale nie widzę w nich ani śladu dawnego Richarda. To bolesne, to zasmucające.
- Nic nie rozumiesz. - Szepcze zmienionym głosem, łagodniejszym, pełnym ciepła. Jednocześnie jego spojrzenie wciąż pozostaje obce i jakby pozbawione nadziei.
Nasza historia nie może się tak skończyć, nie tutaj, nie w tym miejscu, nie o tej porze.
- Więc mi wyjaśnij.
Przez kilka sekund brunet nic nie robi. Jest poważny i spokojny, nie zrezygnowany, ale jakby pogodzony z tym, co mu zaserwowało życie. Ten stan trwa nawet, gdy jego palce zaczynają błądzić po mojej twarzy. Nie umiem odczytać jego miny, nie wiem, co chodzi mu po głowie. Moja konsternacja pogłębia się, gdy Freitag pochyla się i czule, a przy tym bardzo subtelnie muska ustami moje wargi. Stoję jak sparaliżowana, nie wiedząc, jak zareagować. Richard odsuwa się kilka milimetrów. Gdy mówi, jego ciepły oddech pali moją skórę.
- Proszę. - Uśmiecha się smutno, odwraca się i spokojnie odchodzi.
Patrzę się na jego znikającą za zakrętem sylwetkę z nogami wrośniętymi w ziemię i z zaciśniętym gardłem. Kilka łez moczy mi policzki. W końcu wyrywam się z amoku i biegnę za Freitagiem. Znajduję go na pobliskiej plaży. Siedzi na piasku z twarzą schowaną w dłoniach. Jest coś w tym widoku upiornego i przygnębiającego. Nic nie rozumiem. Nic.
Siadam obok niego.
- Porozmawiaj ze mną. - Proszę desperacko, mocno zaciskając dłonie w pięści.
Następne minuty są jak najgorsze tortury. Wpatruję się w jego przygarbioną sylwetkę, czekając, aż wybudzę się z tego koszmaru. Bo to wszystko, cała ta sytuacja nie może być niczym innym jak złym snem. Błagam.
W końcu Richard podnosi głowę, a jego wzrok jest tak pusty, że mimowolnie się wzdrygam. Boję się takiego Freitaga, jego nicości i oddalenia. Tak bardzo znieczulił się na ból, że wyparł z siebie wszelkie uczucia, nawet te najmniejsze i niegroźne.
Ta obojętność jest jego pancerzem, bronią przed zranieniem.
Skąd to znam?
Chłopak wbija wzrok w lekko wzburzone morze. Jest tak ciemno, że z trudem można rozróżnić niebo od wody, jedynie od czasu do czasu, gdy chmury odsłonią księżyc, wodna tafla delikatnie lśni.
Przypominam sobie, że każda nasza rozmowa na plaży nie była łatwa.
- Dobrze, powiem ci wszystko. - Zaczyna spokojnie, a jego głos brzmi tak nienaturalnie, że ciarki przechodzą mi po plecach. Nie podoba mi się ta sytuacja, właściwie jestem przerażona, a łzy wciąż spływają po mojej twarzy.
Kiwam delikatnie głową, choć wiem, że Richard tego nie zauważy.
- Wyjechałem wtedy bo... bo się zakochałem. W tobie, Rut.
Wstrzymuję oddech, bojąc się każdego kolejnego słowa skoczka. Chcę się tylko obudzić, nic więcej. To wszystko nie może okazać się cholerną prawdą, rzeczywistością, która niszczy wszystko.
Bo jeśli tak to... to okaże się, że wszystko, czym ostatnio żyłam było tylko iluzją.
- Wiem, że mnie kochałaś, ale wiem też, że nie tak jak ja ciebie. Byłem dla ciebie przyjacielem, najlepszym, ale wciąż tylko przyjacielem. Dlatego nie powiedziałem ci nic o przeprowadzce. Myślałem, że jeśli wyjadę i zerwę z tobą kontakt to będzie łatwiej, to może się odkocham i znowu będę mógł do ciebie wrócić i być twoim przyjacielem. Ale kiedy zobaczyłem cię przed wyjazdem tutaj... Wszystko wróciło.
Uśmiech, jaki na chwilę pojawia się na jego twarzy jest bezdennie smutny i pozbawiony wesołości, jest bardziej jak wołanie o pomoc, o podanie dłoni i wyciągnięcie z tego bagna; nie ma w sobie niczego z miłego gestu, jakim na co dzień obdarowuje się innych.
Nie wiem, co mam myśleć, mętlik i zagubienia narastają z każdą sekundą.
- Zawsze wmawiałem sobie, że to takie gówniarskie zauroczenie - Freitag przenosi wzrok na mnie. W jego oczach dostrzegam coś na kształt troski. - Czasami udawało mi się o tobie zapomnieć, wyprzeć cię ze świadomości. Twoja obecność wszystko komplikuje, Rut. Bo wciąż cię kocham, nawet mocniej niż wcześniej.
- Nie wiedziałam... - Wyduszam z siebie z trudem. Zaczynam się w tym wszystkim gubić, tracę orientację, nie wiem, co robić, co powiedzieć. To nie tak miało być, nie tak miał się zakończyć ten wypad. Miałam wrócić z przyjacielem, a nie ze świadomością, że po raz kolejny złamałam mu serce.
- To nieistotne teraz. - Szepcze. Nie umiem odczytać wyrazu jego twarzy. - Po prostu bądź szczęśliwa.
- Jak mam być teraz szczęśliwa, co? Jak mam być szczęśliwa, kiedy ty nie jesteś? - Prycham sarkastycznie.
- Queck może jest idiotą, ale zależy mu na tobie, więc będzie robił wszystko byś była.
Chłopak przestaje patrzyć się na mnie, a mi puszczają nerwy. Słone łzy mieszają się ze wściekłością i bezradnością. Nie mogę spokojnie przyglądać się temu, jak całe moje starania obracają się w gruzy, a wszystko, w co do tej pory wierzyłam okazuje się być kłamstwem.
- Kurwa, Freitag - niemalże warczę. - Ale ja przyjechałam tutaj dla ciebie.
- Przecież mówiłaś...
- Kłamałam, jasne? Kłamałam, bo myślałam, że przez prawdę jeszcze bardziej się ode mnie oddalisz. A prawda jest taka, że chciałam odzyskać naszą przyjaźń, po raz ostatni spróbować przywrócić cię do mojego życia. Bo tęsknota za tobą przysłaniała mi wszystko, co działo się wokół. Nieważne, jak bardzo się starałam cię zignorować, wciąż tęskniłam, jednocześnie cię nienawidząc. Nic nie rozumiałam. I nadal nie rozumiem.
Moim ciałem wstrząsa potężny szloch.  Znowu czuję się, jakbym spadała w przepaść ze świadomością, że na dnie nie ma niczego, co zamortyzuje mój upadek. Tylko twarde, ostre skały, o które poranię swoją dopiero, co posklejaną duszę.
- Co teraz będzie? - Pytam cicho, gdy Richard niepewnie kładzie dłoń na moim ramieniu w geście pokrzepienia. - Co teraz z nami będzie?
Milczenie chłopaka jest nad wyraz wymowne. Po kilku, ciągnących się w nieskończoność minutach brunet, wstając, całuje mnie w czubek głowy.
- Nic.
I obdarzywszy mnie przerażająco smutnym uśmiechem, oddala się w stronę schroniska.
____________________
dobry, misiaczki, dobry.
do wczoraj miałam pomysł tylko na czternasty rozdział, ale przysiadłam i stworzyłam plan do końca opowiadania, choć do zakończenia mam pewne wątpliwości, bo przecież można zakończyć to na  5679854 sposoby i mam dylemacik, który wybrać.
znaczy już wybrałam.
heheszky.

ej noo, internecik na powrót mi się muli, a ja właśnie mam konto premium i nie mogę go wykorzystać, no heeeej, chcę mój serial ;___;
i wgl wgl.
miłego dnia, słonka! kochajcie się! <3

niedziela, 1 września 2013

dwanaście: bądź



- Nie mogę uwierzyć, że to już prawie koniec. - Andrea wzdycha cicho, odgarniając z nad twarzy niesforne kosmyki długich, czekoladowych kosmyków. - Strasznie szybko minęło.
- Przestań, mamy jeszcze całe dwa dni. Wiesz ile w tym czasie może jeszcze się wydarzyć? - Sybill trąca dziewczynę Wanka w łokieć, uśmiechając się przy tym szeroko.  Czarnowłosa jest specjalistką od cieszenia się tym, co jest teraz i wyciskania z życia tego, co najlepsze.
Przewracam się na plecy. Przynajmniej ten jeden raz w życiu będę pięknie opalona i niebiała. Ten wyjazd zbiera coraz więcej plusów.
Tylko gdzie ten najważniejszy?
- I jakie romanse mogą się jeszcze zawiązać, co Rut? - Dopowiada po chwili Kaiserówna.
Czuję, że czerwień zalewa moją twarz. Nerwowym ruchem poprawiam swoje ciemne okulary, ale wątpię, czy udaje mi się ukryć zakłopotanie.
- Nie wiem, o czym mówisz, Sybill.
- Taa, jasne. - Dziewczyna śmieje się głośno. - Łamiesz naszym chłopakom serca. Bodmer, Queck, kto jeszcze...?
- Mam nadzieję, że nie mój Andreas. - Wtrąca Andrea. - Bo, pomimo całej mojej sympatii do ciebie, musiałabym cię zabić.
Mam ochotę rzucić im bardzo chłodne i wyważone spojrzenie, ale Ray Bany mi to uniemożliwiają.
- Nie ma to jak wakacyjny romans. - Mruczy z nad swojego telefonu Ilse. Na jej ustach błąka się jej charakterystyczny, drapieżny uśmieszek.
- Kto by się spodziewał, że ty i Sev... - Śmieje się Andrea. - Jak ogień i woda.
Obok mnie Hedwig prycha cicho. Wiem, co sobie teraz myśli i podzielam jej zdanie. Mimo, że zdążyłam polubić Il, nadal jej nie ufam. Za dużo z niej łowczyni, bym potrafiła uwierzyć, że jej związek z Freundem przetrwa więcej niż kilka tygodni.
- Jak to mówią, przeciwieństwa się przyciągają. - Dźwięczny śmiech młodej Wankówny niesie się po plaży. Po chwili dziewczyna prostuje się gwałtownie i macha słodko do wychodzącego z wody i zmierzającego w naszym kierunku Severina. - Kotuś, chodź posmaruj mi plecki!
- Oho, nie ma to jak soft porno na drugie śniadanie. - Wzdycha jadowicie Hedi.
Posyłam jej przelotny uśmiech.
- Zachowuj się, Meier.
Gdy schodzimy z plaży, by udać się na obiad, idę na samym końcu z Hedwig, znosząc jej wścibskie pytania. Nie gniewam się na nią, może jedynie jestem trochę poirytowana, ale wiem, że Hedi chcę tylko mojego dobra, zwłaszcza, że zna moją historię i cel, z którym tutaj przyjechałam.
- Więc tak na serio, co jest z tobą i Dannym?
Wzruszam lekceważąco ramionami.
- Na razie nic wielkiego.
- Na razie. - Powtarza znaczącym tonem.
Wzdycham zirytowana.
- Lubię go, ok? Nawet bardzo, ale...
- Masz problem z zaufaniem i bliskością, wiem. A wszystko to przez zgadnijmy kogo.
- Dlaczego przestałaś go lubić zaraz po tym, jak ci to wszystko o nas powiedziałam? - Pytam buntowniczo.
Hedi uśmiecha się złośliwie.
- Szczerze? Nigdy za nim nie przepadałam. Wasza historia tylko to spotęgowała.
- Och.
- A z Dannym, myślę, tworzycie ładny obrazek.
- Świetnie się dogadujemy, właściwie przy nim zapominam o swoich problemach, ale wiesz, że nie po to tu przyjechałam. Zostały dwa dni. Za mało. Boję się. - Ostatnie słowa wypowiadam szeptem. Mimo trzydziestu stopni robi mi się zimno, a moją skórę pokrywa się gęsią skórką. Jestem przerażona najbliższymi godzinami, intuicyjnie czuję, że nie będzie to dobry czas dla mnie. Bo jak w czterdzieści osiem godzin odzyskać przyjaciela?
- Rut...
- Znowu zaczęliśmy się od siebie oddalać. Chyba za mało czasu mu ostatnio poświęcam...
- Rut, nie jesteś w tym sama, Freitag też musi wykonać jakiś ruch. W pojedynkę nie wyciągniesz waszej przyjaźni na powierzchnię.
- Wiem. - Przyznaję smutno. - I się tego obawiam. Bo co, jeśli on tego nie chce?
- Jeśli tak jest to jest idiotą, wiesz o tym.
Kiwam posępnie głową.
To wszystko jest takie skomplikowane.
*****
-Mogę czasami przyjeżdżać do ciebie do Monachium?
- Myślę, że jakoś to zniosę.
Śmieję się, czując jak przyjemne ciepło bijące od jego dłoni rozpływa się po całym moim ciele. Chłopak zagląda mi w oczy, a we mnie nie ma żadnego strachu ani tarczy, która obroniłaby mnie przed nadmierną bliskością.
Chcę, by Danny był blisko mnie.
Chcę, by dalej nasze dłonie były splecione, a spojrzenia roześmiane.
Chcę się w nim szaleńczo zakochać, chcę, by Danny uratował moją wiarę w ludzi.
Wiem, że to wszystko jest możliwe.
Znowu ufam swoim nadziejom i planom.
- A to zniesiesz? - Blondyn zatrzymuje się i bierze moją twarz w swoje silne dłonie. W jego brązowych oczach tańczą iskierki radości, a usta smakują wolnością i morską bryzą.
W tej chwili świat zatrzymuje się w miejscu, a wszystkie problemy kurczą się do mikroskopijnych rozmiarów i znikają wyparte przez delikatny dotyk Quecka. Jestem szczęśliwa i on też jest szczęśliwy. Przytulam się do niego mocno, jego ręce oplatają moje plecy. Drżę, kiedy jego oddech muska moje odsłonięte ramiona.
- Czekałem na to od dawna.
- Co najwyżej od paru dni.
- Może. - Skoczek śmieje się, przenosząc jedną dłoń w moje włosy. - Ale gdy cię zobaczyłem, poczułem, że znam cię od bardzo, bardzo dawna. Banalne, nie?
- Nie. - Wspinam się na palce i jak najdelikatniej muskam ustami jego wargi. Nie wiem, co się ze mną dzieje, nie umiem tego opisać, ani tym bardziej zanalizować. Zresztą nie chcę. Ta chwila jest magiczna i tylko nasza, nie zepsuję tego.
Zmieniłam się. Ciągle się zmieniam. I jeśli Freitag kiedyś pogrążył mnie w ciemnościach, to Queck odnalazł mnie w mroku i wskazał drogę ku jasności. Świat nie jest już takim strasznym miejscem, nie, kiedy ma się przy sobie ludzi, którym się ufa, do których nie boję się zbliżyć.
Nie wiem, co będzie dalej z Freitagiem. Ale jeśli się nie uda... Rozczarowanie nie będzie takie bolesne. Przynajmniej zyskałam Hedwig, Severina i Danny'iego. W życiu nie można mieć wszystkiego.
- Nie uważasz, że to jest takie dziwne i szalone? - Pytam, gdy z powrotem przechadzamy się brzegiem, pozwalając by morska woda obmywała nam stopy.
Słońce powoli chowa się za horyzontem, barwiąc wodę najróżniejszymi odcieniami pomarańczu, żółci i czerwieni. Wśród tego wszystkiego nie ma ani odrobiny chaosu i zamętu. Jest spokojnie, bezpiecznie i idealnie.
- Co konkretnie?
- Prawie się nie znamy. Pojutrze wracamy do domów, nie mieszkamy blisko siebie... Co jeśli się nie uda? - Niepewnie zerkam na jego twarz.
Chłopak uśmiecha się krzepiąco, w jego wzroku nie ma lęku i niepewności, brąz jego tęczówek wyraża jedynie obietnicę.
- Zależy mi na tobie Rut. - Mówi cicho, mocniej ściskając moją dłoń. - Jeszcze na nikim mi tak nie zależało. Przetrwamy, obiecuję ci to.
A potem czuję na swoich ustach jego gorący pocałunek.
I wiem, że jego obietnice nie zostaną bez pokrycia.

____________________
miałam zrzucać bombę.
zdecydowałam się na ciszę przed burzą.
a potem dodałam jedną część niespodzianki, bo coś wreszcie musi zacząć się dziać.
następny będzie kulminacyjny :)

hurra hurra jutro matura, miłego pierwsze dnia w szkole i w ogóle miłego roku szkolnego, wakacje za 8 miesięcy! ;)

wtorek, 27 sierpnia 2013

jedenaście: blisko czy daleko?

                                                                  forty foot echo - beside me

Na Danniego Quecka ludzie powinni wołać 'Niespodzianka'.
Pluję sobie w brodę, że tak bardzo się do niego pomyliłam. Lista jego zalet zdecydowanie wygrywa z listą jego wad. Zwłaszcza, że śmiało mogę do tej pierwszej dopisać 'spontaniczność'.
Skoczek nie mógłby bardziej różnić się od pierwszego wrażenia, jakie na mnie wywarł.
Po nocy spędzonej na oglądaniu gwiazd i rozmowie oraz po zaledwie kilkugodzinnym śnie, Danny obudził mnie i kazał mi się szybko ogarnąć. Zrobiłam to, choć oczy kleiły mi się niemiłosiernie, ale, powiedzmy sobie szczerze, chłopak za bardzo mnie zaintrygował, bym mogła spokojnie wrócić w objęcia Morfeusza.
Moje zdziwienie sięgnęło zenitu, gdy Danny zaprowadził mnie do swojego auta i, za wiele nie mówiąc, ruszył w głąb miasteczka.
Pędziliśmy przez zaspane o tej porze uliczki Rostock, pozwalając, aby mocno gitarowe dźwięki Rise Against zdominowały panującą ciszę. Podjęłam kilka prób wymuszenia na Dannym celu naszej wyprawy, ale chłopak milczał jak zaklęty.
A potem dojechaliśmy do niewielkiej gospody.
Gospody, w której można zamówić tosty z serem.
Poczułam się jak w niebie, jak w pięknym śnie, z rodzaju tych, z których człowiek nie chce się wybudzać.
Dzięki spontaniczności i dobremu serduszkowi Quecka mogę teraz siedzieć w tym przyjemnym zajeździe i czekać na swoje wytęsknione tosty z serem i ketchupem.
- Mówiłeś, że wolisz musli. - Śmieję się do chłopaka, filuternie mrużąc oczy.
Od lat nie było mi tak lekko i beztrosko jak teraz, jak przy Danny'm. Od dawna nie czułam się tak dobrze, wieki minęły odkąd ostatni raz brałam wdech bez ukłucia smutku i rozpaczy. Danny jest jak plasterek tamujący krew wypływającą z głębokiej rany, jaką niegdyś zadał mi Freitag. I mimo, że z Richardem dogaduję się coraz lepiej, nie jestem przy nim kompletna. Nie jestem tą szczęśliwą osobą, osobą, która drzemie gdzieś głęboko we mnie, pogrzebana pod stosem krzywd. Osobą, jaką jestem przy Dannym.
Nie wiem, co się dzieje, ale nie chcę o tym myśleć. Wszystko, czego potrzebuję to życie chwilą. Bez rozpamiętywania przeszłości i myślenia 'co by było, gdyby...". Carpe diem, po prostu.
- Czasami można zjeść coś innego, prawda? Jestem otwarty na nowe smaki. - Danny błyska zębami w przyjaznym uśmiechu. - Zwłaszcza, jeśli jest to tak wykwitne danie jak tosty.
- Pokarm bogów, uściślając.
- Otóż to.
Kilka sekund później podchodzi do nas młoda, niewysoka kelnerka z trądzikiem na ładnej, opalonej twarzy i kładzie przed nami nasze zamówienie. Tosty wyglądają apetycznie, a z nad kubka pełnego białej kawy unosi się przyjemny aromat. Śniadanie mistrzów.
Brakowało mi tego.
- Jak znalazłeś to miejsce? - Pytam, wgryzając się w tosta.
Blondyn chwyta za kubek.
- Mam swoich informatorów.
- Danny.
- Okay - Chłopak wzdycha. - Nie jestem tutaj po raz pierwszy, obczaiłem już wszystkie knajpki w okolicy.
- I pamiętałeś, gdzie są tosty. - Chwalę go.
- Po kilku godzinach przypominania sobie oraz po dwóch upewniających telefonach byłem pewien, gdzie zabrać cię na śniadanie.
- Jesteś najlepszy. - Przyznaję. - A przy okazji niemożliwy.
- Taki mój urok.
Po zjedzeniu wszystkich tostów, zamawiamy sobie jeszcze po drugiej kawie i pogrążamy się w rozmowie. Queck jest dobrym rozmówcom, dawno z nikim nie gadało mi się tak dobrze jak z nim.  Odkąd zamknęłam się w sobie, nie trafiłam na nikogo, kto by tak świetnie otwierał porządnie zaryglowane bramy prowadzące do mojego serca. Może i znam go od zaledwie kilku dni, ale potrafię się przed nim otworzyć jak przed nikim innym.
Bratnie dusza, tak? Cholera, bratnie dusze.
- Nie mów temu nikomu, ale Wank cierpi na łysienie plackowate. Dlatego wszędzie  łazi w tej czapce. - mówi Danny konspiracyjnym tonem. - A może to tylko okropny łupież? Zauważ, że gdy nie ma czapki, na jego ramionach jest pełno białych śmietków. Mówiłem mu, żeby poszedł z tym do lekarza, ale biedak jest za dumny, by z takim problemem latać po przychodniach.
- Hej, każdy ma swoje dziwactwa. - Bronię Andreasa, jednocześnie nie mogąc opanować śmiechu. - Nie musisz się z niego śmiać.
- Nie śmieję się. Widzisz, żebym się śmiał? - Queck ze śmiertelnie poważną miną podnosi prowokująco prawą brew. Wygląda komicznie.
- Dobra, niech ci będzie.
I tak przyjemnie mija nam czas, póki Queck nie postanawia zabawić się w psychologa. Doceniam jego chęć pomocy, ale nie wiem, czy nie jestem za bardzo przyzwyczajona do radzenia sobie z problemami sama, by móc złapać jego wyciągniętą dłoń i z jego pomocą wydostać się z tego bagna.
Ale... Co szkodzi spróbować? Zaufać całkowicie? Najwyżej spotka mnie kolejne rozczarowanie, a do tego jestem już przyzwyczajona, prawda?
Tak, jasne. Mogę wmawiać sobie, co tylko przyjdzie mi do głowy, ale prawda jest jedna i brutalna: nieważne, ile razy już się rozczarowałam, następne rozczarowania bolą równie mocno jak poprzednie.  Bo moje serce nie jest kuloodporne, bo mimo chowania siebie przed światem, nadal jestem małą i wrażliwą dziewczynką z poobijaną duszą.
Nie umiem ufać.
Ale może jednak warto coś zmienić? Może czas zacząć żyć chwilą i nie przejmować się tym, co było lub tym, co dopiero nadejdzie?
Tylko jak?
Krok pierwszy: szczera rozmowa
- Rut, czy teraz mi powiesz... Czy to, że czasami jesteś taka smutna i wyobcowana ma związek z Freitagiem?
Mam ochotę uciec wzrokiem, ale dzielnie wytrzymuję jego natarczywe spojrzenie. Przy okazji zauważam, że jego brązowe tęczówki są udekorowane kilkoma złotymi plamkami, a jego jasne rzęsy są długie jak u lalki.
Niepewnie zagryzam wargę, zastanawiając się nad tym, co mam mu powiedzieć. W końcu decyduję się na nagą prawdą.
- Był moim przyjacielem... - I zaczynam snuć swoją opowieść, kawałek po kawałku, nie opuszczając żadnego wątku.
Danny, jak to ma w zwyczaju, słucha mnie uważnie.
I mnie rozumie. Rozumie, dlaczego ratowanie tej przyjaźni jest dla mnie takie ważne.
To znaczy dla mnie więcej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.
- Richard jest dość osobliwym człowiekiem. - Queck wraca do tematu, gdy wsiadamy do auta.
Powoli zbliża się południe, śniadanie zajęło nam więcej czasu niż przewidywał scenariusz. Ludzie ze schroniska zaczęli się o nas martwić, bombardując nas przez to dziesiątkami smsów. Miło jest wiedzieć, że komuś na nas zależy.
- Wspominał kiedyś, że za sobą nie przepadacie.
- Ma do mnie jakieś uprzedzenia. Coś podobnego do tego, co ty miałaś do mnie na początku. - Wypomina mi wesoło.
- Tyle, że ja pozwoliłam ci się przekonać do siebie.
- A Richi był na to za bardzo wysublimowany. Jesteście do siebie podobni, wiesz? Podobni, ale jakże różni.
W milczeniu przenoszę wzrok na migające za oknem krajobrazy. Rostock jest piękny, ale jednak moje serce najlepiej czuje się w Monachium.
- Dzięki. Za wszystko. Znowu. - Mówię, gdy zajeżdżamy na teren schroniska. - Jak ty to robisz, co? - Pytam, nieco sarkastycznie, trochę tak, jakbym chciała się bronić.
- Ale co robię?
Wykonuję nieokreślony ruch ręką.
- Pomagasz. Jesteś. Sprawiasz, że mi lepiej, lżej.
Danny uśmiecha się uroczo, łapiąc mnie za dłoń.
Krok drugi: pozwolić być blisko
Między nami przeskakuje dziwna iskra, czujemy to oboje.
- Mówiłem, że możesz mi ufać, że jestem tutaj zawsze, gdy mnie potrzebujesz.
- Dlaczego? - Szepczę cicho i niepewnie, zahipnotyzowana jego spojrzeniem.
waswaswaswas?
- Nie wiem. Po prostu. I już.
Rzucam mu jeszcze jeden spłoszony uśmiech i wychodzę z auta. Jestem zmieszana, zagubiona w jego brązowych oczach, nie wiem, co się ze mną dzieje. Trochę mnie to przeraża, ale postanawiam sobie, że nie będę się nad tym zastanawiać. Będzie, co ma być.
Krok trzeci: odwagi!
Po drodze do naszych pokoi, Danny zatrzymuje się, by pogadać z Wankiem. Kilka metrów dalej, tuż za zakrętem, za którym znajduję się mój pokój natykam się na Freitaga i Bodmera. Pascal mierzy mnie zawiedzionym i smutnym spojrzeniem;  wygląda jak małe dziecko, któremu zabierze się zabawkę.
- Dlaczego akurat on? - Mówi, jakby do siebie, po czym odchodzi.
Patrzę się na Richarda pytająco. Brunet jedynie wzrusza ramiona, a potem obrzuca mnie dziwnym spojrzeniem. Niczego nie rozumiem. Niczego.
Skoczek robi kilka kroków w przód z zamiarem wyminięcia mnie, ale nagle się rozmyśla i zatrzymuje się obok mnie. Gdy się odzywa, jego głos jest cichy i pełny goryczy.
- Więc ty serio z nim?
Otwieram szeroko oczy i gapię się na Freitaga. Przez chwilę mierzymy się spojrzeniami.
- Nie wiem. Ale nawet jeśli tak, to co z tego?
Brunet kręci głową z gorzkim uśmiechem na ustach.
- Nic. Zupełnie nic.
I odchodzi, zostawiając mnie samą i skonsternowaną.
_____________________
zły internecio! zły początek rozdziału, z którym się strasznie męczyłam i nieidealny koniec, który dopisywałam teraz na szybko.
zły blogspot, który robi mi coś z czcionką.
i zły wrzesień oouch.

niedziela, 18 sierpnia 2013

dziesięć: niebo pełne (nie)spadających nadziei

                                
                                                                         foo fighters - learn to fly

Do końca wyjazdu już bliżej niż dalej. Dni upływają niespostrzeżenie, a sprawa z Richardem jakby utknęła w martwym punkcie. Niby ze sobą rozmawiamy, niby znowu śmiejemy się z tych samych żartów i umiemy porozumieć się prawie bez słów, ale... ale echo ostatnich lat wciąż jest za mocne. Nie potrafimy dotrzeć się do siebie, stworzyć tej harmonijnej relacji, co kiedyś. To cholernie trudne. Boję się, że zabraknie nam czasu, że te cztery dni to tylko garść minut, która przeminie zanim się obejrzymy. Boję się, że zmarnujemy tą szansę, ostatnią szansę.Chyba bym tego nie przebolała. Już tak daleko zaszliśmy, już jesteśmy tak blisko, wystarczy tylko jeszcze kilka kroków w przód.
Potrzeba nam jedynie... szczerości.A tymczasem moje relacje z innymi się rozwijają, coraz bardziej się na nich otwieram i nawet z Ilse zaczęłam się dogadywać. Może pod tą warstwą makijażu, Il kryje serce zlęknione miłości i zaufania? Może Severin pokona jej lęk, pokaże, że czasami warto zaryzykować i być szczęśliwym z kimś, kto chce dla ciebie tego, co najlepsze.
W końcu, jak mawiała moja babcia, w każdym drzemie potwór strzegący najdelikatniejszej i najintymniejszej tajemnicy.
Muszę przegonić potwora Freitaga.- Hej Rut - Richard szturcha mnie w rękę. Jego głos zahacza o łobuzerskie nuty.
- Spieprzaj Freitag. - Mówię, nawet się nie poruszając.
Jest przyjemnie. Upalne lato, słońce muskające ciało, od czasu do czasu porywający się lekki wiatr chłodzący rozpaloną plażę, chilloutowa atmosfera. Przez tych kilka chwil jest wręcz idealnie, aż chciałoby się powtórzyć za Faustem: "Chwilo trwaj, bo jesteś piękna".
Ale to nie pora chwalić chwilę, Faust był mądry, wiedział, jak przeciągnąć umowę z diabłem na swoją korzyść.
A przynajmniej potrafił przedłużyć chwilę, wyciągnąć z niej jeszcze trochę.
- Dobrze, dziewczynko.
Nie mija minuta, a ja ląduję w wodzie. Oburzona, chlapię Freitaga, ale on nic sobie z tego nie robi, wręcz przeciwnie, uznaje to za zaproszenie do zabawy. Zachowujemy się jak para dzieciaków i jest to zaskakująco miłe. Niemalże jak za starych, dobrych czasów.
Oczy Richarda błyszczą jak kiedyś. Ja śmieję się głośno i szczerze jak kiedyś. Wszystko wraca na swoje miejsce, puzzle wreszcie zaczynają do siebie pasować.
Jeszcze nigdy nie byłam tak pełna nadziei jak w tej chwili.
- Richi, przestań, nic nie widzę. - Protestuję przez śmiech, gdy woda dostaje się do moich oczów.
Brunet nagle zastyga. Rzucam mu zdziwione spojrzenie.
- Stało się coś?
I wtedy Freitag obdarza mnie takim uśmiechem, że wręcz jestem pewna, że przenieśliśmy się w czasie o kilka lat wstecz; chłopak wreszcie całkowicie się na mnie otworzył i przestał wznosić mur przed swoim spojrzeniem.
Na jak długo?
- Tęskniłem za tym. - wyznaje nieco skrępowany. - Za tobą nazywającą mnie 'Richi', za wspólną zabawą, i w ogóle... za tobą, Rut.
Uśmiecham się do niego, ściskając go za dłoń. Ze szczęścia prawie płaczę.
- Jeszcze wszystko będzie dobrze, wiesz?
*****
Późnym wieczorem siadam na schodkach przed schroniskiem i obserwuję niebo. Jego granat jest dzisiaj wyjątkowo gęsto usiany gwiazdami, z wrażenia wręcz zapiera mi dech w piersiach. Podziwianie nocnego nieba od zawsze było czymś, co mi pomagało, wyciągało z najgorszej chandry, dawało chwilę oddechu, iskierkę uśmiechu. Czymś, co sprawiało, że jest idealnie nawet wtedy, gdy walił mi się świat. Jest takim trochę lekarstwem na całe zło, jest jak tęcza po burzy. Jest uosobieniem nadziei, jest miłością.
Długo nie jest mi dane cieszyć się samotnością. Queck siada obok mnie i zadziera do góry głowę.
Sprawa z Dannym i ze mną jest dziwniejsza niż być powinna, bardziej specyficzna i bliska. Mimo początkowych niesnasek, dogadujemy się ze sobą i czujemy, że między nami jest jakieś inne powietrze.
Danny miał rację, jesteśmy bratnimi duszami.
- Gwiazdy jeszcze nie spadają. - Po kilku minutach chłopak przerywa ciszę.
Uśmiecham się lekko, wzruszając ramionami.
- Niebo to coś więcej niż spadające gwiazdy.
- Na przykład?
- Nadzieja. Albo samotność.
- Głęboko.
- Ignorant. - Rzucam mu rozbawione spojrzenie, po czym poważnieję i znowu spoglądam w górę. - Czasami czuję się jak taka gwiazda, wiesz, niby otoczona innymi gwiazdami, ale tak bardzo od nich oddalona, taka wyobcowana i samotna.
- Rut... Masz mnie. Nie wiem dlaczego, ale nie chcę, żebyś czuła się samotna.
Uśmiecham się smutno. To zabawne jakie życie bywa czasami złośliwie i ironiczne.
- Doceniam to. I jeśli jesteśmy już ze sobą szczerzy to ja wyznam ci, że nie wiem dlaczego, ale ci ufam. I to mnie przeraża.
Danny patrzy się na mnie, czuję jego wzrok na sobie.
- Nie musisz się bać.
- Wiem...
- Mam pomysł. Skoczę po koc i pójdziemy na plażę, tam będzie lepiej widać niebo, a ty przy okazji, będziesz mogła jeszcze trochę mi poufać, hmm?
- Idiota. - Kwituję ze śmiechem. Przebywanie w towarzystwie Quecka to jak emocjonalny rollercoaster, wpadanie w skrajne emocje, ambiwalentne odczucia.  Ale mimo to, dobrze mi przy nim.
Chwilę później blondyn stoi nade mną z dumną miną. W rękach trzyma koc, butelkę wina i dwa styropianowe kubki.
- Pożyczyłem od Bodmera, może się nie obrazi. - Szczerzy zęby w uśmiechu, radośnie machając tanim winem.
Kręcę z rozbawieniem głową. Lubię w Dannym to, że jest taki lekki i spontaniczny, a jednocześnie skupiony na swoim rozmówcy oraz potrafi słuchać jak mało kto. Wiem, że mogłabym się w nim zakochać, ale za bardzo się boję. Bo czy bycie z kimś bardzo blisko jest dobre, skoro ludzie zawsze odchodzą? Po co się angażować, skoro potem czeka nas tylko ból i cierpienie? Jeśli strata najlepszego przyjaciela tak bolała, to jak mocno musi boleć odejście ukochanej osoby?
Miłość nie jest dla mnie, moje skrzydła są już wystarczająco poharatane, nie potrzebuję nowych ran.
Rozkładamy koc niedaleko morza. Noc jest ciepła, idealna do długich rozmów. Danny nalewa do kubków wino. Trunek nie jest zły, właściwie smakuje mi jego słodko-ostry smak, przyjemnie przytulający przełyk. Co jak co, ale Bodmer ma dobry gust do wina, nawet jeśli nie pochodzi ono z górnej półki.
- To, co jest między tobą a Freitagiem? - Pyta nagle chłopak, a ja zakrztuszam się bordowym napojem.
- A co ma być? - Próbuję wzruszyć nonszalancko ramionami, ale średnio mi się to udaje. Nie podoba mi się, że wszyscy biorą moją i Richarda relacja jako coś więcej. To, co było między nami nigdy nie szło w tym kierunku i iść nie będzie.
- Wyglądacie na zżytych.
- Może kiedyś tak było. Teraz jesteśmy bardziej jak nieznajomi ze wspólnymi wspomnieniami.  Znaczy... Próbujemy to powoli zmienić, ale czasami mam wrażenie, że jest to syzyfowa praca.
- Rut?
- Naprawdę nie chcę teraz o tym gadać, kiedyś ci o tym opowiem, ale jeszcze nie teraz.
- Dobrze. - Chłopak uśmiecha się słabo. - Chcę, żebyś tylko wiedziała, że zawsze tutaj dla ciebie jestem, wiesz, jakbyś potrzebowała przyjaciela.
- Dzięki.
Skoczek w ciszy dolewa nam wina. Zrobiło się trochę niezręcznie, nie chcę, żeby tak było. Rozmowy z Dannym zawsze są tą przyjemniejszą częścią dnia albo, jak teraz, nocy.
- Opowiedz o sobie. - Proszę go cicho.
Chłopak patrzy się przez chwilę na mnie zagadkowym wzrokiem, po czym wzdycha i opiera się na łokciu.
- A co chcesz wiedzieć?
- Na przykład co cię interesuje?
- Lubię oglądać filmy sensacyjne i piec muffinki. - Odpowiada z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Serio?
- Co w tym takiego dziwnego?
- Nic. Po prostu jesteś pełen zagadek, Queck.
- Ty też, Scholz, uwierz mi. - Skoczek spogląda w niebo. - Teraz moja kolej. Czego ci teraz brakuje?
Myślę intensywnie  również wlepiając oczy w gwiazdy. Miliardy jasnych punkcików na granatowej płachcie uśmiecha się do mnie promiennie, wiedząc lepiej niż ja sama, że ta chwila jest z serii tych, w których wszystko jest kompletne i perfekcyjne. Bez szału, stabilnie, komfortowo, ale na jakiś sposób szczęśliwie.
- Tostów z serem. - Oznajmiam w końcu rezolutnie. - Od dwóch tygodni ich nie jadłam, nawet nie wiesz, jakie to straszne.
Queck śmieje się serdecznie. Dużo dzisiaj mamy uśmiechów i optymistycznych scen.
- Tosty z serem, jasne.
- Mhmm, to moje ulubione śniadanie. Tosty i kawa z mlekiem, czy może być coś lepszego od takiego początku dnia?
- Musli z owocami.
- No co ty?
- Oczywiście.
Teatralnie przewracam oczami i wzdycham głośno. Danny nie przestaje się śmiać.
Gdyby tylko mogłoby być tak zawsze.
- Wracając do gwiazd - zaczynam po pewnym czasie. - Wiesz, co jest najlepszego w szukaniu spadających gwiazd przed porą wzmożonej aktywności roju tych całych perseid?
- Nie mam zielonego pojęcia.
Niebo nad nami wręcz jaśnieje. Tyle gwiazd, tyle zgubionych dusz, tyle nadziei. Noc jest moją porą, chwilą, w której czuję się najlepiej i najbezpieczniej.
- Nadzieja, że jakaś gwiazda spadnie. Mogę patrzeć w niebo i nigdy nie brakuje mi nadziei, nigdy. Chciałabym, żeby w prawdziwym życiu też tak było.
- Rut...
- Poza tym - odwracam się do niego z czarującym uśmiechem. - Gwiazdy spadające w czerwcu są bardziej magiczne od tych z sierpnia.

­­­­­­­­­­­­____________________
Bożenko, hejt na mój internet jak skąd do Rostock.
spsułam początek, wiem, potem jest lepiej, o wiele lepiej, przynajmniej skromna kam tak myśli. obiektywną ocenę zostawiam wam, robaczki kolorowe.
jaram się, że słowo tej cudownej piosenki pasują do prologu, do rut, do richarda, do quecka, coś niesamowitego, lubię takie drobiazgi :p
xoxo


sobota, 10 sierpnia 2013

dziewięć: bratnie dusze

                                                                  JBM - Only now



- Przyniosłem ci herbatę z sokiem malinowym, bo widzę, że coś cię gryzie.
Zadzieram głowę do tyłu. Nade mną z dwoma parującymi kubkami stoi Richard. Jego uśmiech jest niepewny, a spojrzenie, jak zwykle, skrywa coś, czego nie potrafię rozszyfrować. Na pewno jest smutne, pełne dziwnego bólu, a poza tym? Cóż, Freitag zawsze umiał dobrze skrywać emocje.
- O niczym innym nie marzyłam. - Uśmiecham się do niego ostrożnie, a on podaje mi jeden kubek i siada na kamiennych schodach, tuż obok mnie. Dobrze mieć go znowu przy sobie, mimo że, oboje już nie jesteśmy tymi samymi dzieciakami, co kilka lat temu.
- Więc co jest? - Pyta.
- Wolisz problem A czy problem B?
- Hmm, pomyślmy..
.Przewracam oczami.
- No dobra... Co sądzisz o Ilse?
- Szczerze? - Brunet krzywi się. - Średnio ją lubię. Jest taka... sztuczna.
- Właśnie. - Potakuję. - Za to Severin ją lubi.
- Lubi to zupełnie nieadekwatne słowo - chłopak prycha.
- Boję się o niego. - Szepczę, wbijając wzrok w herbatę. - Nie wiem, co mam zrobić. On jest w nią tak zapatrzony, że żadne ostrzeżenie do niego nie dotrze.
- Więc po prostu bądź obok i czekaj. Jeśli zdarzy się coś złego będziesz przygotowana i gotowa. Jesteś w tym dobra, wiesz?
Podnoszę na niego wzrok. Freitag dokładnie lustruje moją twarz.
- W czym? - szepczę niepewnie.
Chłopak wstrzymuje na chwilę oddech.
- W byciu przyjaciółką.Jestem zaskoczona. 
Nieświadomie uchylam delikatnie usta i wpatruję się w Richardowe oczy kompletnie zszokowana jego słowami. Nadzieja, tak dużo nadziei. W końcu zagryzam wargę i przenoszę spłoszone spojrzenie z powrotem na kubek. Skoczek chrząka, prostując się. Kątem oka zauważam, że jego mina jest mocno zakłopotana.
Biorę łyk herbaty. Znajomy smak rozpływa się po moim organizmie, przyjemnie przypominając o godzinach, które spędziliśmy z Richardem, popijając dokładnie ten sam napój i gadając o wszystkim, co ślina na język przyniosła.
- Poznałaś już Danny'ego?
Uśmiecham się ironicznie, przekrzywiając głowę i rzucając Freitagowi figlarne spojrzenie.
- I tym sposobem doszliśmy do problemu B.
- Czyli te plotki były prawdziwe? - Brunet śmieje się, kręcąc z rozbawieniem głową. - Kto by pomyślał.
- Muszę go przeprosić. Chyba. - Wzdycham. - Miałam zły humor, rozumiesz.
- Wiem. Jesteś dobrym człowiekiem, Rut. A tak między nami, to fajne, że ktoś wreszcie wylał na łeb Quecka kubeł zimnej wody.
Rzucam mu pytające spojrzenie, na co Freitag wzrusza ramionami.
- Powiedzmy, że za nim nie przepadam.
***
Trzy godziny później idziemy do pobliskiej dyskoteki. Chłopcy kręcą się wokół stołu bilardowego, a my z dziewczynami siedzimy w boxie i popijając mojito, gadamy o wszystkim i o niczym. Ilse usiadła obok mnie, wiem, że jej celem jest ponowne wyprowadzanie mnie z równowagi. Dziewczyna co chwilę posyła mi denerwujące spojrzenia i pewne siebie uśmiechy. Oraz nieprzerwanie gada o tym, jaki to Severin jest słodki. Mam ochotę jej przyłożyć, ale się hamuję. Jestem miła i tego się trzymajmy.
Koło północy towarzystwo rozprasza się po całym klubie. Widzę Quecka, jak zbywa jakąś laskę. Gdy zostaje sam, podchodzę do niego ze skruszonym uśmiechem, wiem, że wcześniej głupio zrobiłam. Blondyn na mój widok uśmiecha się tak szeroko, że momentalnie moje wyrzuty sumienia rosną do olbrzymich rozmiarów.
- Hej.
- Hej.
- Słuchaj, chciałam cię przeprosić za wcześniej. Zazwyczaj się tak nie zachowuję.
Queck nadal się uśmiecha. Jest miłym gościem, widać to w jego oczach.
- Wiem, każdy tutaj mówi o tobie w samych superlatywach. Lubią cię. Dlatego pewnie trochę przeraziłaś Andreasa, wiesz, na plaży. Chciał biec po wodę święconą, bo bał się, że coś brzydkiego cię opętało.
Chłopak śmieje się, a ja wywracam oczami. Zmieniam o nim zdanie, zdecydowanie nie jest taki jak wcześniej myślałam. Właściwie, polubiłam go. Gadamy jeszcze przez jakieś pół godziny, po czym on zaprasza mnie do tańca. Zgadzam się.
Jest przyjemnie, stabilnie. Przy Danny'm czuję się lekko i swobodnie, tematów do rozmów nam nie brakuje. Często się przekomarzamy, ale zawsze w przyjacielskim tonie.  I czuję, że zyskam kolejnego przyjaciela.
To ciekawe, odkąd straciłam Freitaga, zamknęłam się na ludzi, nie nawiązywałam żadnych nowych znajomości, do nikogo emocjonalnie się nie zbliżałam. Ale kiedy pojawiła się nadzieja na powrót Richarda do mojego życia, kiedy przyjechałam tutaj, nad to morze, moje serce otworzyło się na innych, zyskałam nowe przyjaźnie. Uwierzyłam, że Richard nie musi być moim jedynym przyjacielem.
Wystarczy, że jest tym najlepszym, tym, którzy zawsze będzie najbliżej.
Pytanie, czy on tego chce? Teraz ruch należy do niego.
- Chyba właśnie znalazłem swoją bratnią duszę.
Podnoszę głowę do góry i widzę roześmiane oczy Quecka. Uśmiecham się do niego. Jeśli Richard rozegra wszystko po mojej myśli, moje życie znowu nabierze barw.

____________
przerażające rzeczy dzieją się z moim netem, a jeszcze bardziej przerażające z laptosiem o.o
i, na czapkę wankę, ta powyższa katastrofa w ogóle nie powinna ujrzeć światła dziennego, kajam się jak tylko mogę, ale brak pomysłów na rozdział, brak mocy twórczej ;____; najchętniej opuściłabym ten rozdział i poszłabym dalej, ale tak nie można, no nie.
a piosenka jest z serii: "kolejna, która tak bardzo pasuje do du-bleibst"
courchevel, hihihi, dobre mam wspomnienia z oglądanie konkursów tam (y) oby było pięknie.

xoxo

wtorek, 30 lipca 2013

osiem: you know my name, not my story


- Nie mogę na nich patrzeć. - Jęczę i odwracam wzrok od chlapiących się w wodzie Severina i Ilse. Wyglądają na zakochanych, on jest w nią zapatrzony jak nastolatek, a ona uśmiecha się do niego ładnie, z nonszalanckim błyskiem w oku. Łatwiej byłoby mi znieść ich związek, gdyby Il chociaż kryła przede mną i Hedi, że traktuje Seva jak wakacyjną miłostkę, kilkudniowy flirt, kogoś, kim może się przez chwilę pobawić, a potem porzucić.
Muszę coś z tym zrobić. Tylko cokolwiek nie zrobię, reperkusje źle odbiją się na Freundzie.
Boże, błagam, niech Ilse, ta niezdolna do uczuć, egocentryczna i zapatrzona w siebie istota jakimś cudem zakocha się w Seviku.
- Zazdrosna? - Hedi trąca mnie w bok z łobuzerskim uśmiechem na ustach.
Nie jest mi do śmiechu. Nie chcę, by Freund cierpiał, polubiłam go, pozwoliłam mu nawet stać się moim przyjacielem, a ja dla swoich przyjaciół pragnę tego, co najlepsze. Ilse Wank do tej kategorii bez wątpienia nie należy.
- Severin to mój przyjaciel, nie pozwolę, by stała się mu krzywda. A tej małej jędzy widocznie o to chodzi.
- Jest dorosły i niegłupi, nie nabierze się na jej sztuczki.
- Nie żeby coś, ale on już się na nie nabrał. - Przewracam oczami. Czy tylko ja widzę zło w ich związku?
- To mu to powiedz.
- A żebyś wiedziała. Ale najpierw pogadam sobie z naszą księżniczką, czym spieprzę naszą sielską, wakacyjną atmosferę, co w sumie robię od samego początku. Dlaczego zawsze wszystko psuję?
Hedwig klepie mnie pocieszająco w ramię.
- Naprawiłaś Freitaga. - Mówi łagodnie. - Co jest megadziwne. On raczej trzymał się na uboczu. Tak jak ty. Czyżby to was złączyło?
Patrzę się oniemiała na Hedi, po czym wzdycham głęboko.
- Co byś powiedziała, gdybym oznajmiła ci, że Freitag jest kimś z mojej przeszłości? - Jestem zmęczona skrywaniem prawdy i całym tym udawaniem. Z trudem uśmiecham się do przyjaciółki, która jest widocznie  zaskoczona, po czym wbijam nieobecny wzrok w spokojne morze. Otwieram usta i wyrzucam z siebie swoją historię. Mam dość duszenia w sobie prawdy, potrzebuję trochę oddechu. A wiem, że mogę Hedi zaufać, potraktować ją jak przyjaciółkę. Może i znamy się krótko, ale więź, która się między nami wytworzyła jest mocniejsza niż większość moich kilkuletnich relacji ze znajomymi.
Mówię, aż zasycha mi w gardle. Z każdym kolejnym słowem czuję się lepiej, przy okazji rozjaśnia mi się nieco w głowie i uświadamiam sobie, że teraz potrzebuję nowej strategii, bo stara - niedopracowana i błędna - odrobinę zawodzi i nie przewiduje scenariuszy na zaistniałą sytuację.
Gdy kończę, oczy Hedwig nadal przypominają spodki.
- Reasumując, po tych wszystkich latach przyjaźni, on najnormalniej na świecie udawał, że cię nie zna.
- W rzeczy samej. - Potwierdzam.
- A to palant. Tchórz.
- Po prostu się pogubił.
- I jeszcze go tłumaczysz.
- Próbuję zrozumieć, a to różnica.
Hedwig parska. Nie łatwo ujarzmić jej sarkastyczną naturę.
- Rut, on wyrzucił cię ze swojego życia, a ty jedziesz przez cały kraj, by naprawić jego błędy. Nie sądzisz, że to odrobinę chore?
- Nie rozumiesz. - Mówię z urazą. - On był moim najlepszym przyjacielem, takim, jakiego niełatwo spotkać w życiu, jakiego nie ma większość ludzi. Ostatni raz chcę spróbować. Jeśli się nie uda, to spoko, jakoś będę musiała to przeboleć, ale przynajmniej będę miała tą satysfakcję, że zrobiłam wszystko, by go odzyskać. Nawet nie wiesz, jak długo czekałam na taką szansę, nie mogę jej teraz zmarnować.
- Dobrze, niech ci będzie. - Dziewczyna poddaje się. Jej dłoń chwyta moją. - Pamiętaj, że mimo iż w ogóle nie rozumiem ciebie, to ja tutaj jestem i jak tylko trzeba będzie, zawsze ci pomogę.
Uśmiecham się do niej. Wiem, że nawet jeśli misja 'Freitag' okaże się kompletnym fiaskiem, nie będę zawiedziona. Bo zdobyłam nowe przyjaźnie, coś, czego nie doświadczałam od dawna.
- Dziękuję.
***
- Słucham. - Ilse zakłada buntowniczo ręce na klatce piersiowej i wbija we mnie wojowniczy wzrok. Jest taka pewna siebie i arogancka, silna. Ale ja też jestem silna; lata bezsilności, beznadziejności i smutku nauczyły mnie, jak pokonywać przeszkody, jak znowu stać się silną i niemalże niezniszczalną.
Ludzie ciągle się zmieniają.
Przez chwilę mierzymy się spojrzeniami.
- Severin. - Mówię spokojnie, delikatnie przekrzywiając głowę.
Blondynka prycha.
- Co z nim?
- Nie waż się go skrzywdzić. - Ostrzegam, nie tracąc swojego opanowania; nie mogę dać jej się sprowokować, wystarczy jeden błąd, by wszystko się sypnęło.
- A nie pomyślałaś - Dziewczyna nachyla się w moją stronę z nonszalanckim uśmiechem błąkającym się na jej malinowych ustach - że się w nim, no nie wiem, zakochałam? Że może też stał się dla mnie kimś ważnym?
Teraz to ja prycham.
- Kilka dni temu mówiłaś zupełnie inaczej.
- Poznałam go lepiej, zauroczyłam się nim, anulowałam swój plan i się po prostu zakochałam. - Blondynka wzrusza lekceważąco ramionami. Mam ochotę zedrzeć z jej twarzy ten cholernie pewny siebie uśmieszek. - Wiesz, ja też mam uczucia.
Nie wiem, czy jej wierzę. Bo oprócz bycia silną, nauczyłam się też, że ludzie nie są szczerzy, że prędzej czy później cię oszukają, porzucą, zostawią samego na pastwę okrutnego losu. Ludzie to skomplikowane istoty, ludziom nie powinno się wierzyć.
- Będę was obserwować, nie dam ci go skrzywdzić.
Ilse posyła mi tylko szydzące spojrzenie, po czym odchodzi.
Wszystko się we mnie gotuje.  Złość, gniew, irracjonalny strach, chęć zabicia kogoś. To do mnie niepodobne, zawsze jestem zrównoważona i spokojna, jestem jak morze w ładny, słoneczny dzień, takie bezpieczne i niemalże gładkie, bez żadnych fal. Jestem skałą, jestem pewnym gruntem. Nie wulkanem, nie Kinder Niespodzianką, kryjącą w sobie cały wachlarz nieposkromionych gestów, słów i uczuć.
Nie chcę patrzeć na cierpiącego Severina. Modlę się o to, by Ilse mówiła prawdę.
Szybkim krokiem przemierzam plażę. Szereg myśli wije się w mojej głowie i walczy o uwagę. Severin. Ilse. Richard. Pascal. Każda sytuacja jest patowa i dręcząca, w każdej nie umiem się odnaleźć.
Wszystko zamiast robić się prostsze, staje się jeszcze bardziej skomplikowane.
- Hej panienko.
Na swojej drodze napotykam kolejną przeszkodę, tak dla odmiany fizyczną. Zadzieram głowę do góry i niezbyt sympatycznym spojrzeniem mierzę młodego, wysokiego chłopaka o dziwnie nastroszonych blondo-jasnobrązowych włosach.
- Sorry. - Mruczę pod nosem i już mam odejść, kiedy zatrzymują mnie jego ręce.
- Zły dzień czy złe życie? - Pyta z za bardzo nonszalanckim uśmiechem.
- Nie twój interes. Puść mnie, debilu.
- Chciałem być miły.
- Miły możesz być dla każdej innej.
- Dobra, okay, uspokój się. - Chłopak podnosi do góry ręce w geście poddania się. - Więc jak ci na imię?
Rzucam mu kolejne niemiłe spojrzenie, po czym głęboko wzdycham. Nie mogę wyżywać się na osobach trzecich, nie należę do grona osób agresywnych. Jedyne, czego chce, to szczęścia przyjaciół.
- Rut. Rut Scholz. - Mówię ze zrezygnowaniem.
- Danny. No widzisz, od razu lepiej. - Chłopak, Danny ponownie się uśmiecha. - Więc, Rut, co się stało? Pokłóciłaś się z kochasiem? Z rodzicami? Przyjaciółka cię olewa? Nie smuć się, nie warto.
Furia wraca i niszczy jakiekolwiek pokłady mojej sympatii. Danny jest płytkim dupkiem, dla niego życie jest łaskawe. Mogę się nawet założyć, że jego bogaci rodzice obchodzą się z nim jak z jajkiem.
- Posłuchaj, chłopcze. Znasz tylko moje imię, nie moja historię, więc nie wydawaj żadnych osądów..
- Nie to miałem na myśli, wyluzuj trochę.
- Po prostu daj mi spokój. - Syczę.
Chcę zostać sama, chcę się pozbierać, uspokoić. Samotności, potrzeba mi samotności i słuchawek na uszach, czegoś, co wydrze mnie z rzeczywistości.
- Rut, widzę, że poznałaś już Quecka. - Za nami rozlega się głos Wanka. Odwracam się do niego, a on na widok mojej wzburzonej miny cofa się o krok.
- Kogo? - Jęczę. Nie, to nie może być prawdą. Ten dzień nie może być jeszcze gorszy.
- Ooo, czyli spędzimy ze sobą jeszcze trochę czasu. Naprawdę się cieszę, Rut. - Danny uśmiecha się, puszczając do mnie oczko. Nie gniewa się na mnie, chociaż że byłam dla niego szorstka i bardzo niemiła.
- Genialnie. - Przewracam oczami. - W takim razie... Do potem.
I odchodzę, chcąc jak najszybciej schować się do swojego bezpiecznego świata, gdzie na nowo wrócę do równowagi.
_______________________________

dobra, większość moich pomysłów dotyczy końcowej fazy opowiadania, muszę coś wymyślić, bo nie mam zielonego pojęcia, co zdarzy się w kolejnym rozdziale ;___;
ale jest queck. queck, który, tak jak w tamtym roku, powinien mi w hizie namieszać w głowie, a który tego nie zrobił, bo mogłam skoki oglądać tylko w sobotę :c
ale jest queck. lubię quecka. będzie zabawa :)
wisła, !@#$%^&*(), tęsknie za tym miejscem, tam codzienne życie się nie liczy.

ps. jest ktoś, kto nie chce korzystać z opcji 'obserwuj', 'subskrybuj' i woli być informowany przez gg lub twittera, huh?


wtorek, 16 lipca 2013

siedem: granice


- Ulubiona piosenka?

- Addictive Royal Republice. Deser?

- Lody waniliowe.

- Wciąż?

- Wciąż. Cel.

- Skończyć studia, przede wszystkim. Największa przyjemność?

- Chyba skoki.

- Chyba?

- Na pewno skoki. Tylko, że czasami o tym zapominam.

- No cóż... Twoje marzenie?

- Hej, teraz moja kolej! Nadal piszesz wiersze?

- Aha. Próbuję się też w prozie. Marzenie?

- Złoto olimpijskie. Ulubiony film?

Blablabla. Czysta neutralność, żadnych tematów, które mogą zaboleć, przywiać echo minionych miesięcy, lat. Na nowo uczymy się siebie poznawać, zaczynamy wszystko od podstaw, od banałów. Czasem bywa niebezpiecznie, czasem od naszego tabu dzieli nas cienka linia, ale zgodnie z naszą niepisaną umową, na razie o TYM nie rozmawiamy. Najpierw chcemy się sobą nacieszyć. Na niszczenie się TYMI wspomnieniami i TYMI wykonanymi bądź niewykonanymi krokami jeszcze przyjdzie czas. Powoli, ostrożnie, delikatnie.

- Najmilsze wspomnienie? - Pyta beztrosko Richard, po czym zamiera. Boi się, czuję to każdą komórką ciała, widzę ten błysk oka, który tylko nielicznie mogą prawidłowo odczytać. Boi się, że moja odpowiedź może przekroczyć granicę.

I pewnie ma rację. Dlatego milczę. Wysuwam twarz do słońca, rozkoszując się subtelnymi muśnięciami promieni. Po wczorajszym deszczu ani śladu; promienne słońce rozgoniło ciemne chmury.

Prawie jak w moim życiu. Prawie.

Tylko, że prawie to gigantyczna różnica.

- Przepraszam. Od kiedy farbujesz włosy? Przedtem były inne. - Mówi szybko, pozornie opanowanym głosem.

- Po... Od trzech lat. - Czytaj od twojego wyjazdu. - Na początku różne odcienie czerwieni. Dopiero od tego roku jestem ruda.

- Pasuje ci, naprawdę.

Chwilę milczymy pogrążeni we własnych myślach. Ta cisza nie kaleczy, wręcz przeciwnie, koi i uspokaja, jest jak balsam gojący rozdrapane rany.

W nozdrzach czuję zapach dzieciństwa.

- Masz kogoś? - Pyta niespodziewanie Freitag. Pytanie zaskakuje nas oboje.

- Nie. - Odpowiadam krótko, bez wdawania się w szczegóły. - A ty?

Brunet kręci przecząco głową.

- Związki na odległość nie przechodzą próby. Ani na dobrą sprawę związki, w których jedna z osób związana jest ze sportem. Przynajmniej w moim przypadku.

Aha, zapamiętam.

- A z Bodmerem to co jest? – Freitag posyła mi pytające spojrzenie.

Wzruszam obojętnie ramionami.

- A co ma być?

- Nie wiem. On chyba cię lubi.

- I niech na tym się skończy.

- Dałaś mu kosza...

- Powiedział ci?

- Nietrudno się samemu domyśleć. Zwłaszcza jak Pascal gada przez sen.

- Musiałam. - Szepczę cicho.

Kilka sekund później Richard wyjmuje z kieszeni telefon i odbiera wiadomość.

- Jadą do centrum. Jedziemy?

- Nie. Lepiej chodź na kawę.

***

Kawa jest gorąca, czarna i mocna, taka jak być powinna. Rozkoszuję się jej gorzkim smakiem i poddaję się subtelnej nutce nostalgii. Czuję się zadziwiająco dobrze; od miesięcy nie byłam w tak dobrym samopoczuciu. Mimo granic, barier, niepewności i nie-mówmy-o-tym, jestem prawie szczęśliwa. Prawie, słówko klucz, znowu.

- Nie wiem, jak można pić gorzką kawę. - Richard uśmiecha się delikatnie, wsypując do swojej filiżanki trzy łyżeczki cukru.

Wspaniale jest znowu móc widzieć jego uśmiech.

Wspaniale jest znowu móc z nim rozmawiać. To tak jakby odzyskała cząstkę siebie. Co nie znaczy, że jestem poskładana w całość. Bo tak nie jest. Jeszcze nie. Nadal jestem totalnie rozpieprzona we wnętrzu, nadal puzzle nie są na właściwym miejscu.

- Co do twoich rodziców...

- Richard. - Mówię ostrzegawczo.

- Chciałem ci tylko powiedzieć, że mi naprawdę przykro. I że masz rację, przynajmniej częściowo. Nie dałem rady, to wszystko mnie przerosło. Nie chciałem z tobą urywać kontaktu, samo tak wyszło. Zresztą myślałem, że tak będzie lepiej dla ciebie. Ale nie było. I mi też było ciężko.

- Granica. - Szepczę. - Przekraczasz granicę.

Richard milknie i patrzy się na mnie w zamyśleniu. Jego spojrzenie twardnieje i staje się nie do przeniknięcia. Jest bardzo odległy. Odległy jak kiedyś. Boję się, że jego obojętność powraca. Mimowolnie kulę się w sobie.

- Chcę... Chcę o tym porozmawiać.

- O tym. - Uśmiecham się z ironią wypisaną na twarzy. Palcami obejmuję przyjemnie ciepłą filiżankę. - Z nas dwojga to ty się bardziej 'tego' bałeś. Ty próbowałeś unikać rozmów o 'tym'.

Moje słowa są dla niego jak wymierzony policzek. Chłopak zaciska mocno pięści. Poza tym jest spokojny i opanowany.

- Przemyślałem kilka spraw. Rut, nie możemy w sobie tego dłużej dusić.

- Więc mamy się sobie tutaj wyżalić? Zrobić sesję terapeutyczną?

- Chcę byś tylko wiedziała, że gdybym mógł cofnąć czas to inaczej bym postąpił.

Kręcę głową. Nie chcę rozmawiać na takie tematy, jeszcze jest na to za wcześnie. To, co nas połączyło jest za delikatne i kruche, za świeże, by wytrzymało ciśnienie TEJ rozmowy. Czas, potrzebujemy czasu.

- Kilka dni, proszę.

Richard posyła mi badawcze spojrzenie. Przez kilka chwil mierzymy się wzrokiem. W końcu chłopak prawie niezauważalnie kiwa głową.

Granice uratowane.
___________________________

wracam, wracam, wracam., wczoraj wpadły mi do głowy nowe pomysły, jestem taka podekscytowana <3
znaczy, wszystko zależy od waszych wejść i komentarzy, inaczej nie ma to sensu. ale tak bardzo chcę wrócić i dokończyć tą historię, że mnie czasami aż rozsadza. bardzo przywiązałam się do tego opowiadania, bardziej nawet niż do naked--heart, wiele dla mnie znaczy.
a powyższy rozdział znalazłam jeszcze w zeszycie, pisałam go bodajże w sierpniu (huehue) i mam nadzieję, że wam się podobał :)
A prace nad ósemką trwają!
<3