- Przestań, mamy jeszcze całe dwa dni. Wiesz ile w tym czasie może jeszcze się wydarzyć? - Sybill trąca dziewczynę Wanka w łokieć, uśmiechając się przy tym szeroko. Czarnowłosa jest specjalistką od cieszenia się tym, co jest teraz i wyciskania z życia tego, co najlepsze.
Przewracam się na plecy. Przynajmniej ten jeden raz w życiu będę pięknie opalona i niebiała. Ten wyjazd zbiera coraz więcej plusów.
Tylko gdzie ten najważniejszy?
- I jakie romanse mogą się jeszcze zawiązać, co Rut? - Dopowiada po chwili Kaiserówna.
Czuję, że czerwień zalewa moją twarz. Nerwowym ruchem poprawiam swoje ciemne okulary, ale wątpię, czy udaje mi się ukryć zakłopotanie.
- Nie wiem, o czym mówisz, Sybill.
- Taa, jasne. - Dziewczyna śmieje się głośno. - Łamiesz naszym chłopakom serca. Bodmer, Queck, kto jeszcze...?
- Mam nadzieję, że nie mój Andreas. - Wtrąca Andrea. - Bo, pomimo całej mojej sympatii do ciebie, musiałabym cię zabić.
Mam ochotę rzucić im bardzo chłodne i wyważone spojrzenie, ale Ray Bany mi to uniemożliwiają.
- Nie ma to jak wakacyjny romans. - Mruczy z nad swojego telefonu Ilse. Na jej ustach błąka się jej charakterystyczny, drapieżny uśmieszek.
- Kto by się spodziewał, że ty i Sev... - Śmieje się Andrea. - Jak ogień i woda.
Obok mnie Hedwig prycha cicho. Wiem, co sobie teraz myśli i podzielam jej zdanie. Mimo, że zdążyłam polubić Il, nadal jej nie ufam. Za dużo z niej łowczyni, bym potrafiła uwierzyć, że jej związek z Freundem przetrwa więcej niż kilka tygodni.
- Jak to mówią, przeciwieństwa się przyciągają. - Dźwięczny śmiech młodej Wankówny niesie się po plaży. Po chwili dziewczyna prostuje się gwałtownie i macha słodko do wychodzącego z wody i zmierzającego w naszym kierunku Severina. - Kotuś, chodź posmaruj mi plecki!
- Oho, nie ma to jak soft porno na drugie śniadanie. - Wzdycha jadowicie Hedi.
Posyłam jej przelotny uśmiech.
- Zachowuj się, Meier.
Gdy schodzimy z plaży, by udać się na obiad, idę na samym końcu z Hedwig, znosząc jej wścibskie pytania. Nie gniewam się na nią, może jedynie jestem trochę poirytowana, ale wiem, że Hedi chcę tylko mojego dobra, zwłaszcza, że zna moją historię i cel, z którym tutaj przyjechałam.
- Więc tak na serio, co jest z tobą i Dannym?
Wzruszam lekceważąco ramionami.
- Na razie nic wielkiego.
- Na razie. - Powtarza znaczącym tonem.
Wzdycham zirytowana.
- Lubię go, ok? Nawet bardzo, ale...
- Masz problem z zaufaniem i bliskością, wiem. A wszystko to przez zgadnijmy kogo.
- Dlaczego przestałaś go lubić zaraz po tym, jak ci to wszystko o nas powiedziałam? - Pytam buntowniczo.
Hedi uśmiecha się złośliwie.
- Szczerze? Nigdy za nim nie przepadałam. Wasza historia tylko to spotęgowała.
- Och.
- A z Dannym, myślę, tworzycie ładny obrazek.
- Świetnie się dogadujemy, właściwie przy nim zapominam o swoich problemach, ale wiesz, że nie po to tu przyjechałam. Zostały dwa dni. Za mało. Boję się. - Ostatnie słowa wypowiadam szeptem. Mimo trzydziestu stopni robi mi się zimno, a moją skórę pokrywa się gęsią skórką. Jestem przerażona najbliższymi godzinami, intuicyjnie czuję, że nie będzie to dobry czas dla mnie. Bo jak w czterdzieści osiem godzin odzyskać przyjaciela?
- Rut...
- Znowu zaczęliśmy się od siebie oddalać. Chyba za mało czasu mu ostatnio poświęcam...
- Rut, nie jesteś w tym sama, Freitag też musi wykonać jakiś ruch. W pojedynkę nie wyciągniesz waszej przyjaźni na powierzchnię.
- Wiem. - Przyznaję smutno. - I się tego obawiam. Bo co, jeśli on tego nie chce?
- Jeśli tak jest to jest idiotą, wiesz o tym.
Kiwam posępnie głową.
To wszystko jest takie skomplikowane.
*****
-Mogę czasami przyjeżdżać do ciebie do Monachium?
- Myślę, że jakoś to zniosę.
Śmieję się, czując jak przyjemne ciepło bijące od jego dłoni rozpływa się po całym moim ciele. Chłopak zagląda mi w oczy, a we mnie nie ma żadnego strachu ani tarczy, która obroniłaby mnie przed nadmierną bliskością.
Chcę, by Danny był blisko mnie.
Chcę, by dalej nasze dłonie były splecione, a spojrzenia roześmiane.
Chcę się w nim szaleńczo zakochać, chcę, by Danny uratował moją wiarę w ludzi.
Wiem, że to wszystko jest możliwe.
Znowu ufam swoim nadziejom i planom.
- A to zniesiesz? - Blondyn zatrzymuje się i bierze moją twarz w swoje silne dłonie. W jego brązowych oczach tańczą iskierki radości, a usta smakują wolnością i morską bryzą.
W tej chwili świat zatrzymuje się w miejscu, a wszystkie problemy kurczą się do mikroskopijnych rozmiarów i znikają wyparte przez delikatny dotyk Quecka. Jestem szczęśliwa i on też jest szczęśliwy. Przytulam się do niego mocno, jego ręce oplatają moje plecy. Drżę, kiedy jego oddech muska moje odsłonięte ramiona.
- Czekałem na to od dawna.
- Co najwyżej od paru dni.
- Może. - Skoczek śmieje się, przenosząc jedną dłoń w moje włosy. - Ale gdy cię zobaczyłem, poczułem, że znam cię od bardzo, bardzo dawna. Banalne, nie?
- Nie. - Wspinam się na palce i jak najdelikatniej muskam ustami jego wargi. Nie wiem, co się ze mną dzieje, nie umiem tego opisać, ani tym bardziej zanalizować. Zresztą nie chcę. Ta chwila jest magiczna i tylko nasza, nie zepsuję tego.
Zmieniłam się. Ciągle się zmieniam. I jeśli Freitag kiedyś pogrążył mnie w ciemnościach, to Queck odnalazł mnie w mroku i wskazał drogę ku jasności. Świat nie jest już takim strasznym miejscem, nie, kiedy ma się przy sobie ludzi, którym się ufa, do których nie boję się zbliżyć.
Nie wiem, co będzie dalej z Freitagiem. Ale jeśli się nie uda... Rozczarowanie nie będzie takie bolesne. Przynajmniej zyskałam Hedwig, Severina i Danny'iego. W życiu nie można mieć wszystkiego.
- Nie uważasz, że to jest takie dziwne i szalone? - Pytam, gdy z powrotem przechadzamy się brzegiem, pozwalając by morska woda obmywała nam stopy.
Słońce powoli chowa się za horyzontem, barwiąc wodę najróżniejszymi odcieniami pomarańczu, żółci i czerwieni. Wśród tego wszystkiego nie ma ani odrobiny chaosu i zamętu. Jest spokojnie, bezpiecznie i idealnie.
- Co konkretnie?
- Prawie się nie znamy. Pojutrze wracamy do domów, nie mieszkamy blisko siebie... Co jeśli się nie uda? - Niepewnie zerkam na jego twarz.
Chłopak uśmiecha się krzepiąco, w jego wzroku nie ma lęku i niepewności, brąz jego tęczówek wyraża jedynie obietnicę.
- Zależy mi na tobie Rut. - Mówi cicho, mocniej ściskając moją dłoń. - Jeszcze na nikim mi tak nie zależało. Przetrwamy, obiecuję ci to.
A potem czuję na swoich ustach jego gorący pocałunek.
I wiem, że jego obietnice nie zostaną bez pokrycia.
____________________
miałam zrzucać bombę.
zdecydowałam się na ciszę przed burzą.
a potem dodałam jedną część niespodzianki, bo coś wreszcie musi zacząć się dziać.
następny będzie kulminacyjny :)
Jej, Rut i Queck na prawdę wyglądają na szczęśliwych. Życzę im jak najlepiej, bo polubiłam zarówno bohaterkę, jak i chłopaka. Ale z drugiej strony Richard... czuję że to nie może się tak skończyć. Zauważyłam, ze Freitag idealnie maskuje swoje uczucia, bo Rut chyba wcale nie jest mu obojętna.
OdpowiedzUsuńZobaczymy co to będzie za "burza" :D Już nie mogę się doczekać.
A rozdział genialny, jak zwykle :)
Jak to jest dla Ciebie cisza przed burzą, to ja nie chcę wiedzieć burzy.
OdpowiedzUsuńDanny jest naprawdę ważny dla Rut i dobrze, tylko jest jeszcze Richard. I myślę, że on tu jeszcze namiesza.
Genialnie Cam. Po prostu genialnie.
Pozdrawiam ;***
http://fire--love.blogspot.com/ <-- mój nowy blog, jakbyś miała ochotę.
Przepraszam, że dopiero teraz, ale ten tydzień był przechlapany i jakoś mi umknęło.
OdpowiedzUsuńSzkoła... Czaau na pisanie i czytanie mniej.
Ale już narabiam.
Chce się rzec , że nareszcie: Rut pokała jakieś uczucia, otworzyła się.
A ta zapowiadana bomba ciekawi mnie ogromnie, bo to opowiadanie ma tyle wątków, tyle skrytych pragnień i uczuć, że ja naprawdę mam w głowie tysiące pomysłów.
Od takich klasycznych rozwiązań, po naprawdę walnięte.
Ale myślę, że Ty i tak zaskoczysz.
No i czekam jak Richie zareaguje na queckowską nowinę dawnej przyjaciółki.
Pozdrawiam:*
U mnie nowość.
Trzymaj się i wiem, że szkółka jest jaka jest, ale zrzucaj tą bombę jak najszybciej!!!
XD