niedziela, 8 września 2013

trzynaście: każda noc to inna historia


- Bawmy się! - Krzyczy wesoło Wank, unosząc kieliszek do góry.
- Za ostatnią noc tutaj. - Dodaje Torsten.
- Za wakacje życia. - Mówi z uśmiechem Danny, mocniej obejmując mnie w pasie.
Ale ja nie słyszę moich przyjaciół, ani nie czuję uspokajającego dotyku Quecka. Głośna muzyka przestaje bębnić w uszach, a rażące światła już nie przeszkadzają. Znikają ludzie, bawiący się w najlepsze, znika cały świat. Mydlana bańka szczęścia, jaką otaczałam się przez ostatnie godziny, pęka pod naciskiem Richardowego spojrzenia.
Nagle robi mi się tak przerażająco zimno. Gęsię skórka pokrywa moje nagie przedramiona, dech zamiera w piersiach. Czuję się, jakby ktoś wyssał całe powietrze z klubu, muszę oprzeć się o Danniego, by nie upaść. A wzrok Richarda, choć jest zimny i nieruchomy, pali żywym ogniem.
Zagryzam wargę, uciekając przed jego zielono-brązowym tęczówkami schowanymi w mroku; Freitag znowu jest obcy i daleki, znowu jest nieznajomym, znowu jest człowiekiem ze znajomą twarzą, ale z obcym sercem.
I teraz to moja wina.
Duszkiem opróżniam swój kieliszek. Drżą mi dłonie i Danny to zauważa. Blondyn nachyla się, delikatnie muskając palcami mój policzek.
- Rut... - Szepcze, a jego oddech łaskocze mnie w skórę. - Wszystko w porządku?
- Jasne. - Odpowiadam niepewnie.
Straciłam swoją szansę, myślę, próbując opanować narastający w głowie mętlik. Straciłam swoją szansę, pozwoliłam minąć ostatnim godzinom, zapominając o swoim celu i skupiając się na sobie, na swoim pieprzonym szczęściu. Szczęściu, które nie potrwa dłużej niż kilka minut.
Wyrzuciłam z głowy Richarda, przestałam myśleć o rekonwalescencji naszej przyjaźni. Chwilowym zapomnieniem zmarnowałam wszystko to, co do tej pory udało mi się wypracować.
Jednym ruchem, jedną dobą. Tak dużo czasu potrzeba do zbudowania czegoś, a tak mało do zburzenia tego. Nie ma sprawiedliwości, po prostu nie ma.
Boję się.
Freitag odchodzi od naszej grupy. Ściskam Danniego za nadgarstek i mówię mu, że zaraz wrócę. Idę za Richardem. Brunet wychodzi z klubu i zatrzymuje się przed budynkiem, po czym zadziera głowę do góry i wpatruje się w ciemne niebo, od czasu do czasu poprzetykane jeszcze ciemniejszymi chmurami.
Stoję kilka kroków za nim. Ignoruję przytłumione dźwięki muzyki i cichutki szum morza. Wsłuchuję się jedynie w swoje głośno łomoczące serce. Jak bardzo źle jest teraz między nami?
Richard odwraca głowę i patrzy się prosto w moje oczy. W tym momencie zaczynam krwawić zraniona jego dystansem i wyobcowaniem.
- Wiesz, że za nim nie przepadam, więc nie będę akceptować waszego... związku. - Mówi nieswoim głosem.
- Nie rozmawiajmy o nim. To teraz nieistotne. - Wytrzymuję jego przeszywające spojrzenie, mimo że czuję jak pęka mi serca. - Chcę, żebyś nadal był moim przyjacielem. Tęsknię za tym.
Chłopak uśmiecha się gorzko, jest coraz dalszy i coraz bardziej niedostępny.
- A co jeśli nie umiem...?
- Nie umiesz czy nie chcesz?- Buntowniczo unoszę podbródek do góry.
Freitag robi kilka kroków w moją stronę. Wpatruję się uważnie w jego oczy, ale nie widzę w nich ani śladu dawnego Richarda. To bolesne, to zasmucające.
- Nic nie rozumiesz. - Szepcze zmienionym głosem, łagodniejszym, pełnym ciepła. Jednocześnie jego spojrzenie wciąż pozostaje obce i jakby pozbawione nadziei.
Nasza historia nie może się tak skończyć, nie tutaj, nie w tym miejscu, nie o tej porze.
- Więc mi wyjaśnij.
Przez kilka sekund brunet nic nie robi. Jest poważny i spokojny, nie zrezygnowany, ale jakby pogodzony z tym, co mu zaserwowało życie. Ten stan trwa nawet, gdy jego palce zaczynają błądzić po mojej twarzy. Nie umiem odczytać jego miny, nie wiem, co chodzi mu po głowie. Moja konsternacja pogłębia się, gdy Freitag pochyla się i czule, a przy tym bardzo subtelnie muska ustami moje wargi. Stoję jak sparaliżowana, nie wiedząc, jak zareagować. Richard odsuwa się kilka milimetrów. Gdy mówi, jego ciepły oddech pali moją skórę.
- Proszę. - Uśmiecha się smutno, odwraca się i spokojnie odchodzi.
Patrzę się na jego znikającą za zakrętem sylwetkę z nogami wrośniętymi w ziemię i z zaciśniętym gardłem. Kilka łez moczy mi policzki. W końcu wyrywam się z amoku i biegnę za Freitagiem. Znajduję go na pobliskiej plaży. Siedzi na piasku z twarzą schowaną w dłoniach. Jest coś w tym widoku upiornego i przygnębiającego. Nic nie rozumiem. Nic.
Siadam obok niego.
- Porozmawiaj ze mną. - Proszę desperacko, mocno zaciskając dłonie w pięści.
Następne minuty są jak najgorsze tortury. Wpatruję się w jego przygarbioną sylwetkę, czekając, aż wybudzę się z tego koszmaru. Bo to wszystko, cała ta sytuacja nie może być niczym innym jak złym snem. Błagam.
W końcu Richard podnosi głowę, a jego wzrok jest tak pusty, że mimowolnie się wzdrygam. Boję się takiego Freitaga, jego nicości i oddalenia. Tak bardzo znieczulił się na ból, że wyparł z siebie wszelkie uczucia, nawet te najmniejsze i niegroźne.
Ta obojętność jest jego pancerzem, bronią przed zranieniem.
Skąd to znam?
Chłopak wbija wzrok w lekko wzburzone morze. Jest tak ciemno, że z trudem można rozróżnić niebo od wody, jedynie od czasu do czasu, gdy chmury odsłonią księżyc, wodna tafla delikatnie lśni.
Przypominam sobie, że każda nasza rozmowa na plaży nie była łatwa.
- Dobrze, powiem ci wszystko. - Zaczyna spokojnie, a jego głos brzmi tak nienaturalnie, że ciarki przechodzą mi po plecach. Nie podoba mi się ta sytuacja, właściwie jestem przerażona, a łzy wciąż spływają po mojej twarzy.
Kiwam delikatnie głową, choć wiem, że Richard tego nie zauważy.
- Wyjechałem wtedy bo... bo się zakochałem. W tobie, Rut.
Wstrzymuję oddech, bojąc się każdego kolejnego słowa skoczka. Chcę się tylko obudzić, nic więcej. To wszystko nie może okazać się cholerną prawdą, rzeczywistością, która niszczy wszystko.
Bo jeśli tak to... to okaże się, że wszystko, czym ostatnio żyłam było tylko iluzją.
- Wiem, że mnie kochałaś, ale wiem też, że nie tak jak ja ciebie. Byłem dla ciebie przyjacielem, najlepszym, ale wciąż tylko przyjacielem. Dlatego nie powiedziałem ci nic o przeprowadzce. Myślałem, że jeśli wyjadę i zerwę z tobą kontakt to będzie łatwiej, to może się odkocham i znowu będę mógł do ciebie wrócić i być twoim przyjacielem. Ale kiedy zobaczyłem cię przed wyjazdem tutaj... Wszystko wróciło.
Uśmiech, jaki na chwilę pojawia się na jego twarzy jest bezdennie smutny i pozbawiony wesołości, jest bardziej jak wołanie o pomoc, o podanie dłoni i wyciągnięcie z tego bagna; nie ma w sobie niczego z miłego gestu, jakim na co dzień obdarowuje się innych.
Nie wiem, co mam myśleć, mętlik i zagubienia narastają z każdą sekundą.
- Zawsze wmawiałem sobie, że to takie gówniarskie zauroczenie - Freitag przenosi wzrok na mnie. W jego oczach dostrzegam coś na kształt troski. - Czasami udawało mi się o tobie zapomnieć, wyprzeć cię ze świadomości. Twoja obecność wszystko komplikuje, Rut. Bo wciąż cię kocham, nawet mocniej niż wcześniej.
- Nie wiedziałam... - Wyduszam z siebie z trudem. Zaczynam się w tym wszystkim gubić, tracę orientację, nie wiem, co robić, co powiedzieć. To nie tak miało być, nie tak miał się zakończyć ten wypad. Miałam wrócić z przyjacielem, a nie ze świadomością, że po raz kolejny złamałam mu serce.
- To nieistotne teraz. - Szepcze. Nie umiem odczytać wyrazu jego twarzy. - Po prostu bądź szczęśliwa.
- Jak mam być teraz szczęśliwa, co? Jak mam być szczęśliwa, kiedy ty nie jesteś? - Prycham sarkastycznie.
- Queck może jest idiotą, ale zależy mu na tobie, więc będzie robił wszystko byś była.
Chłopak przestaje patrzyć się na mnie, a mi puszczają nerwy. Słone łzy mieszają się ze wściekłością i bezradnością. Nie mogę spokojnie przyglądać się temu, jak całe moje starania obracają się w gruzy, a wszystko, w co do tej pory wierzyłam okazuje się być kłamstwem.
- Kurwa, Freitag - niemalże warczę. - Ale ja przyjechałam tutaj dla ciebie.
- Przecież mówiłaś...
- Kłamałam, jasne? Kłamałam, bo myślałam, że przez prawdę jeszcze bardziej się ode mnie oddalisz. A prawda jest taka, że chciałam odzyskać naszą przyjaźń, po raz ostatni spróbować przywrócić cię do mojego życia. Bo tęsknota za tobą przysłaniała mi wszystko, co działo się wokół. Nieważne, jak bardzo się starałam cię zignorować, wciąż tęskniłam, jednocześnie cię nienawidząc. Nic nie rozumiałam. I nadal nie rozumiem.
Moim ciałem wstrząsa potężny szloch.  Znowu czuję się, jakbym spadała w przepaść ze świadomością, że na dnie nie ma niczego, co zamortyzuje mój upadek. Tylko twarde, ostre skały, o które poranię swoją dopiero, co posklejaną duszę.
- Co teraz będzie? - Pytam cicho, gdy Richard niepewnie kładzie dłoń na moim ramieniu w geście pokrzepienia. - Co teraz z nami będzie?
Milczenie chłopaka jest nad wyraz wymowne. Po kilku, ciągnących się w nieskończoność minutach brunet, wstając, całuje mnie w czubek głowy.
- Nic.
I obdarzywszy mnie przerażająco smutnym uśmiechem, oddala się w stronę schroniska.
____________________
dobry, misiaczki, dobry.
do wczoraj miałam pomysł tylko na czternasty rozdział, ale przysiadłam i stworzyłam plan do końca opowiadania, choć do zakończenia mam pewne wątpliwości, bo przecież można zakończyć to na  5679854 sposoby i mam dylemacik, który wybrać.
znaczy już wybrałam.
heheszky.

ej noo, internecik na powrót mi się muli, a ja właśnie mam konto premium i nie mogę go wykorzystać, no heeeej, chcę mój serial ;___;
i wgl wgl.
miłego dnia, słonka! kochajcie się! <3

4 komentarze:

  1. No to się porobiło :D Zaskoczyłaś mnie, chociaż nie ukrywam, że skrycie czekałam na ten moment. Czułam, że Rut nie jest Freitagowi obojętna i wyznanie miłości to tylko kwestia czasu. Ciekawe co będzie dalej, bo z drugiej strony jest Queck, któremu też bardzo zależy na dziewczynie. Zastanawia mnie kogo ostatecznie wybierze Rut i jak to wszystko się zakończy, bo na przyjaźń z Richardem raczej nie ma co liczyć ;)
    Genialny rozdział, wspaniale to opisałaś :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Dylemaciki życiowo-miłosne XD
    Heh... I z przyjaźni nici. Zostaje wybór, który Rut musi podjąć.
    I musi złamać komuś serce.
    Podstawowy minus bycia kobietą...
    A Richie mniej by wszystko pokomplilował, gdyby wyznał jej wszystko wtedy, dawno temu, a nie uciekł jak dziecko.
    To był najbardziej zaskakująco-wciągający rozdział tej historii.
    Ale już raczej za tydzień nie będę mogła tego powiedzieć.
    Bo dalej to dopiero będzie.
    Ja już chce nowy :(
    Pozdrawiam i weny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jej, Cam, to był przecudowny rozdział, idealne lekarstwo na mój parszywy humor.
    Czułam, że Richie w końcu pęknie, ale nie sądziłam, że aż tak.
    I szkoda mi Rut w tej sytuacji.
    Bo każda jej decyzja kogoś zrani.
    Naprawdę przepiękny ten rozdział, idę przeczytać jeszcze raz.
    Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział idealny. Chociaż smutny, baaardzo smutny...
    Szkoda mi Rut, szkoda Freitaga i jakby się zastanowić to Quecka też szkoda.
    Sama bym się nieźle pogubiła na jej miejscu. A że nienawidzę podejmować trudnych decyzji, to szczerze współczuję bohaterce dylematu.
    Jestem cholernie ciekawa co dalej z tego wyjdzie! :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń