Piasek
jest wilgotny, a morze wygląda na złe. Siadam na ziemi i obserwuję fale
rozpryskujące się o kamienie. Freitag siada tuż obok mnie; w nozdrzach czuję
jego nowy zapach.
Biorę się
w garść. Ta noc to noc rozmów. Jeśli dzisiaj tego nie wyjaśnimy to już za
pewnie nigdy tego nie zrobimy – oboje wiemy o tym doskonale.
-
Wyjechałeś i zerwałeś ze mną kontakt wtedy, kiedy najbardziej cię potrzebowałam
– mówię cicho głosem wypranym uczuć. Nie patrzę się na niego, nie mam odwagi.
Nie chcę widzieć jak gama uczuć odbija się na jego twarzy, jak unika mojego
wzroku. Obejmuję ramionami kolana, kładę na nich głowę i wpatruję się w dal.
Deszcz znowu zaczyna lekko siąpić.
Wszystko
odżywa. Smutek i rozczarowanie. Tęsknota tak wielka, że aż rani. Moje serce na
nowo przeżywa tamte potworne dni, kiedy nie miałam nikogo z kim mogłabym porozmawiać.
Samotność ciąży mi na duszy, niczym kamień.
- Ja… -
słyszę jak Freitag gwałtownie wypuszcza z płuc powietrze. – Nie wiedziałem.
Naprawdę nie wiedziałem, że jest aż tak źle.
Ostatkiem
sił hamuję całą ironię i sarkazm, który ciśnie mi się na usta. Spokój i
neutralność, przede wszystkim. Ogień tamtych dni już został ugaszony, po co go
na nowo rozpalać?
- Nie? –
Nutka politowania w głosie, na tyle sobie pozwalam. – Wiedziałeś o tym
doskonale. Mówiłam ci, że jest bardzo źle, że lada moment bomba wybuchnie. A ty
wykorzystałeś swoją przeprowadzkę jako idealny pretekst by urwać ze mną
kontakt, by nie musieć mnie wspierać.
- To nie
tak.
- A jak?
Cisza.
Znowu. Płaczę, bo już nie mam sił być silną. Płacz oczyszcza mnie, usuwa z
mojego serca brud negatywnych emocji. Jest mi lepiej. Mimo wszystko.
- Ojciec
wyprowadził się tamtego dnia. Najpierw ty, potem on. Obaj bez pożegnania. To
cholernie zabolało. – mówię obojętnie.
Freitag
przełyka głośno ślinę. Wiem, że chce coś powiedzieć, ale nie umie poskładać
słów.
Przenoszę
na niego wzrok. Jego ciemnobrązowe tęczówki smutnie wpatrują się w moje oczy;
są bezsilne.
-
Dlaczego się nie odzywałeś?
- Bo
byłem głupi. Najzwyczajniej na świecie głupi. – szepcze cicho. Jego palce delikatnie
muskają mój policzek. – Przepraszam. Naprawdę przepraszam. Nawet nie wiesz, jak
bardzo żałuję.
Milczymy,
nie mogąc oderwać od siebie wzroku. Po kilku minutach uśmiecham się niepewnie,
z wahaniem. Richard przyjmuje to za dobry znak, bo posyła mi łobuzerski
uśmiech; na jego policzkach pojawiają się dołeczki.
-
Zasługuję na karę?
- Aha.
- Hmm.
Nie możemy go wykastrować, ponieważ to nieetyczne. Jedyna opcja to
sterylizacja.
- I niech
ktoś teraz spróbuje powiedzieć, że bajki nie łączą ludzi – mówię ze łzami w
oczach. Tak dobrze jest wiedzieć, że Richard nadal ma w głowie sceny ze Shreka.
-
Powinniśmy wracać – brunet łapie mnie za rękę.
Zamykam
na chwilę oczy, przenosząc się do dzieciństwa, do niekończących się uścisków
Freitaga. Wiem, że przed nami jeszcze długa droga, ale pierwszy, najważniejszy
krok już postawiony. Teraz może być już tylko lepiej.
***
- Rut?
Mocno
przytulam się do Severina, rozkoszując się stabilnością jego ramion. Sev jest
moją przystanią, moją opoką. Kiedy dookoła szaleje wiatr, on jest jak
schronienie, kryjówka, którą nieszczęścia omijają szerokim łukiem.
-
Wszystko dobrze, naprawdę – mówię w jego bluzę.
- Na
pewno?
- Aha.
Odrywam
się od niego i uśmiecham się z trudem. Czuję się dziwnie.
-
Przeprosił mnie. Trochę pogadaliśmy…. Jeszcze nie jest dobrze, daleko nam do
tego, co było kiedyś, ale przepaść jakby się zmniejszyła.
-
Widzisz? Wszystko powoli się układa. – Severin uśmiecha się czule i ściska moją
dłoń. – A tak na marginesie, jesteśmy z Ilse parą.
Zamieram
na kilka sekund, przerażona i pełna lęków. Drapieżny uśmiech Il tańczy mi przed
oczami. Próbuję wziąć głęboki wdech, ale jest to trudniejsze niż myślałam. W
końcu udaje mi się ogarnąć i sztucznie wesołym tonem oznajmiam:
- To
naprawdę niesamowite. Gratuluję.
________________________
shreka ciąg dalszy, dziwności opowiadania też. ale ja lubię dziwactwa. czasami. o.
TYDZIEŃ, ROBACZKI, TYDZIEŃ.
od patrzenia na zeszyt od chemii robi mi się niedobrze, jeszcze tyle zadań przede mną. aż żyć się odechciewa :c i w ogóle to potrzebuję napisać coś dobrego, naprawdę dobrego. a nie jakąś reakcję polimeryzacji. jesień mnie dobija, moja twórcza bezproduktywność mnie dobija. byle do skoków♥
Tak,, najtrudniejszy pierwszy krok! Rozmowa na prawdę wiele dała i cieszę się ze się na nią odważyli! Teraz już powinno im być coraz łatwiej odnaleźć to co było kiedyś,, wrócić do tej przyjaźni z przed lat!
OdpowiedzUsuńShrek zawsze dobry na wszystko;))
na prawdę podoba mi się ten rozdział;))
Czekam na następny;)
pozdrawiam.
Metka.
Nie ma co się obrażać. Niech Rut już nie czuje urazy do Richarda, bo każdemu zdarza się popełniać błąd. Ale Richi przynajmniej umiał się do niego przyznać, więc nie zasługuje na takie traktowanie. I każdy zasługuje na odrobinę szczęścia. Nawet Severin.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Rut powinna powiedzieć Severinowi wszystko, co wie, bo tak robią przyjaciele. Ale się boi. Nie chce niszczyć jego szczęścia. I to ma jakiś sens, ale z drugiej strony, ona sobie nie zdaje sprawy, że potem zaboli bardziej.
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony, w życiu trzeba być egoistą. Trzeba skupić się na sobie. I Rut powinna się skupić na odbudowaniu swojej relacji z Richardem. Łatwo na pewno nie będzie, ale oboje tego chcą. To widać, Freitagowi nadal na niej zależy.
To dobrze.
Niech będą szczęśliwi.
I wielbię Cię na klęczkach, ja, Green.
Nadszedł czas na poważne rozmowy. I może właśnie te poważne rozmowy sprawią, że będzie tak jak dawniej. Richard zachował sie w stosunku do dziewczyny nie w porządku, ale przecież ona od tak dawna walczyła by znów mogli się przyjaźnić. Chyba teraz nie zepsuje tego przez swoją dumę. Myślę, że minie trochę czasu zanim znów będzie mu ufać tak jak kiedyś, ale da się to zrobić.
OdpowiedzUsuńCzasami lepiej wyznać jest prawdę drugiej osobie, bo potem będzie jeszcze ciężej...
Pozdrawiam ;*
karuzela--marzen.blogspot.com
http://anywhere-with-you.blogspot.com/ dopiero zaczynam, odwiedzisz mnie? :>
OdpowiedzUsuń