piątek, 2 listopada 2012

pięć: shrek



Pada. Ciężkie krople deszczu uderzają o szybę i spływają w dół, tworząc malutkie, naszybne rzeczki. Jest zimno i ciemno. Depresyjnie. Siedzę na łóżku z podkurczonymi nogami i ze wzrokiem wbitym w drewnianą szafę. Dzisiaj jestem aspołeczna, myślę i zostaję na łóżku w za dużej i poplamionej koszulce Rise Against. Nie mam na nic ochoty. Moje interakcje międzyludzkie w większości przypadków są za bardzo poplątane i niejasne. Boję się nie wiedzieć, na czym stoję. Ten strach siedzi we mnie niemalże ciągle, rzadko kiedy mnie opuszcza. Nie daje mi komfortu beztroskiego życia. Bo zawsze jest coś, jakaś boląca myśl, kłujące ‘dlaczego’. W tym wszystkim nie ma spokoju, nie ma poczucia, że wszystko jest na swoim miejscu. Puzzle do siebie nie pasują. Po prostu.
Siedzę sam na sam ze swoimi myślami. Samotność już wyciąga ku mnie chłodne ramiona. Dzisiaj mi nie pomaga, dzisiaj jest moim wrogiem. Oprawcą.
Zamykam oczy i myślę o wszystkim, co się dotychczas wydarzyło. Wspominam niedowierzanie w oczach Freitaga, kiedy brunet zobaczył mnie stojącą z wielką walizką obok Severina; katuję się jego ciszą po moim ‘tęskniłam’ i rozbijam kolana o mur, który nas dzieli. Łapię się dłoni Freunda i próbuję chronić go przed toksycznymi uczuciami Ilse; cieszę się jego przyjaźnią. Żartuję z Hedwig i uśmiecham się do Andrei. Śmieję się z żartów Wanka i porywczości Sybill. Rozpływam się nad zakochaniem Torstena. Staram się nie myśleć o Pascalu. Wciąż na nowo zakochuję się w morzu.
Cholera, chcę swojego starego Freitaga, mojego najlepszego przyjaciela, który niegdyś wiedział o mnie wszystko i który potrafił mi pomóc samym uściskiem dłoni.
Egoistka.
Ale czy to moja wina, że straciłam go wtedy, kiedy najbardziej go potrzebowałam?
Nie mogę tutaj być, bezczynnie leżeć na łóżku i zadręczać się myśleniem. Nie mogę ciągle chować się w swojej samotności i swoją aspołecznością zaprzepaszczać tych kilka szans na przyjaźń. Przyjaźnie. Muszę stąd wyjść.
W przypływie impulsu wstaję z łóżka i podchodzę do szafy. Szybko ściągam z siebie porozciąganą koszulkę i dresy, po czym zakładam obszerną, niebieską bluzę i czarne legginsy. W pośpiechu ubieram trampki i rozpuszczam włosy. Przez chwilę patrzę się w lustro, w swoje ciemnozielone, ozdobione złotymi plamkami oczy.
Czyżbym widziała determinację?
Biorę głęboki wdech i wychodzę z pokoju. Już na korytarzu natykam się na Sybill. Dziewczyna uśmiecha się szeroko i szybko się do mnie przytula. Czuć od niej czymś mocniejszym niż zwykłą herbatką, którą to niby mieli się dzisiaj raczyć.
- Ruuut! Chodź, zaraz będziemy oglądać Shreka. Andreas ma na płycie jedynkę. Będzie fajnie.
Shreka….
Sybill jeszcze raz się do mnie przytula, po czym szybko znika. Jeszcze przez chwilę zostaje ze mną jej pełen wesołości uśmiech.
Shreka… Na samo wspomnienie moje usta unoszą się do góry.
Bo, Richardzie, nie wiem, czy pamiętasz, ale Shreka oglądaliśmy kiedyś codziennie. Udawaliśmy Osła, przerzucaliśmy się najlepszymi tekstami i śmialiśmy się do rozpuku. Czuję się jakby od tamtych dni oddzielał nas szmat czasu, całe wieki, a nie zaledwie kilka lat. W którym momencie rozdzieliła nas obojętność? Twoja obojętność…?
Walczmy. Walczmy o naszą przyjaźń. Nie przyjaźń idealną, ale o przyjaźń. Taką, która łączyła Shreka, Osła i Kota. Taką, która niegdyś łączyła nas.
Proszę.
Wzdycham cicho i zaczynam iść w kierunku ośrodkowej świetlicy. Głowa ciąży mi od myśli, a serce wręcz leci ku Shrekowi. Życie składa się ze sprzeczności, niestety.
Ktoś łapie mnie za ramię. Powoli odwracam się i otwieram oczy ze zdziwienia.
KURWA, BODMER.
Nienienienienie, tylko nie teraz, proszę.
- Cześć – chłopak uśmiecha się blado, niepewnie przestępując z jednej nogi na drugą. – Kupiłem ci różę, ale mam ją w pokoju, bo pomyślałem, że głupio tak będzie dać ci ją przy wszystkich. No wiesz.
- Cześć – odpowiadam zdezorientowana. Jest źle. Bardzo źle. Bo nie lubię ranić ludzi bez powodu. Ale czasami muszę.
Irracjonalny strach ściska mnie za gardło.
- Słuchaj – zaczynam powoli, opierając się o ścianę. Nie wiem, czy dam radę. – Nie chcę, byś przynosił mi kwiatki.
- Oou, to mogę kupić ci czekoladki. Albo coś innego, cokolwiek zechcesz.
Zduszam w sobie jęk. Bodmer niczego mi nie ułatwia.
- Chodzi o to… Nic mi nie kupuj. I nie chodź tak za mną. Wydaje mi się, że za bardzo się angażujesz w to wszystko. Jesteśmy tylko kumplami.
- Nie lubisz mnie? – Słyszę popękaną nadzieję w jego głosie.
Boli.
Mimo wszystko moja twarz łagodnieje.
- Oczywiście, że cię lubię, ale nie w TEN sposób.
Blondyn wypuszcza z płuc powietrze i milczy. Cisza jest zimna i ma smak rozczarowania.
Pascal udaje, że to go nie rusza. Udaje silnego, musi, inaczej cały się rozsypie. Tak dobrze znam to uczucie…
Zdeformowany smutkiem uśmiech wykrzywia jego twarz.
- No dobra. Rozumiem. Ale nadal cię lubię, ładna jesteś. To znaczy, wiesz. Och, pójdę już. To cześć.
- Cześć…
Przez kilka sekund gapię się w głąb korytarza, po czym wydaję z siebie przeciągły jęk. Nie lubię ranić ludzi, nie lubię zabierać im nadziei i psuć ich marzeń. Nie lubię być tą złą. Gdybym mogła, uszczęśliwiłabym cały świat. Ale jestem tylko człowiekiem, który nie potrafi zmusić się do kochania. I do zapomnienia. A czasem nawet do wybaczenia.
Życie czasami ma dla nas takie role, które nie zawsze pasują do naszych aspiracji. Mój scenariusz zakłada, że będę tonąć w samotności wciąż opuszczana przez ludzi, którzy zajmują w moim sercu honorowe miejsca. Ale ja próbuję być scenarzystką sama dla siebie, co już poprawiając rolę napisaną dla mnie przez los. Szukam swojego szczęścia i walczę o ludzi, na których mi zależy. Nie chcę by samotność objęła mnie ramionami, chcę tańczyć i śpiewać, i uśmiechać się każdego dnia. Chcę być szczęśliwa razem z ludźmi, których kocham.
Dlatego tutaj jestem. Dlatego próbuję odzyskać swojego Richarda. Richarda, który znał na pamięć wszystkie części ‘Gwiezdnych Wojen’ i który kiedyś śmiał się tak często i tak szczerze.
Richardzie, czy jeszcze umiesz się prawdziwie śmiać?
Uśmiecham się do siebie smutno, po czym podejmuję dalszą drogę. W świetlicy są już wszyscy. Biorę głęboki wdech i usadawiam się na podłodze, tuż obok Hedi. Freitaga, który siedzi na kanapie obok Seva, widzę kątem oka. Chłopak mnie nie widzi; jego wzrok utkwiony jest w migoczącym się ekranie.
- Kurczak cię szukał – Hedi trąca mnie łokciem. Jej słowa przecinają moje serce niczym ostry nóż.
- I znalazł – odpowiadam ze wzrokiem wbitym w swoje dłonie. – Jeden zero dla mnie.
- Dałaś mu kosza?
- Musiałam. – Wzruszam ramionami i patrzę się na ekran. Film już się zaczął.
Shrek wciąga jak dawniej. Kolorowe postacie plączą się po ekranie i zabawiają. Jestem urzeczona filmem, który po raz ostatni oglądałam zaraz po nagłym wyjeździe Freitaga. Potem do niego już nie wracałam.
Shrek się kończy, wszyscy oprócz Richarda zostają na swoich miejscach. Przepycham się w stronę drzwi, a później idę przez ciemny korytarz. Na dworze jest chłodno i wciąż pada deszcz. Zatrzymuję się pod dachem, metr od Richarda. Cisza hamuje słowa tańczące w naszych sercach.
- Jestem dupkiem.
Dwa słowa, trzynaście liter. Mam ochotę go objąć, ale nie mogę się poruszyć. Mur, który nas dzieli jest coraz grubszy.
- Zachowałem się okropnie. Naprawdę tego żałuję, Rut. I czuję się z tym jak skończony debil.
Prycham cicho. Nic nie jest łatwe, nic.
- To mnie zraniłeś, Shrek, zraniłeś wręcz na wskroś.* - mówię cicho, przed oczami mając pewną scenę: ja i on z miską popcornu na kolanach, z oczami wlepionymi w telewizor.
Richard mimowolnie się uśmiecha. Czy pamięta jak kiedyś przerzucaliśmy się cytatami ze Shreka?
- Oślepłem, oślepłem. Czy jeszcze kiedykolwiek zagram na skrzypcach?* - wzdycha.
Patrzę się na niego, a on na mnie. Deszcz przestaje padać.
- Właśnie, oślepłeś. Tylko ty, ty i ty. A gdzie inni, Richardzie? – Głos mi drży, łzy pieką pod powiekami. Przenoszę wzrok na morze i przygryzam wnętrze policzka.
- Porozmawiajmy, proszę. Na plaży.
________________________________
*cytat ze Shreka.

rozwiodłam się z onetem, bo odklejanie słówek doprowadziło mnie do nerwicy. a, i linki muszę zrobić. i zrobię. kiedyś.
co do rozdziału, pisałam go trzy razy i nadal jestem średnio zadowolona z niego.

jesienno-depresyjne życie jest łatwiejsze z myślą, że w TYM miesiącu zaczną się SKOKI <3.

5 komentarzy:

  1. Taki bardzo refleksyjny ten rozdział - ale lubię takie :). Shrek jest dobry na wszystko, szczególnie dwie pierwsze części, bo kolejne to już nie to samo co początek.
    Rut trochę ma mętlik w głowie, bo Bodmer i kwiatki, Richard i dawne wspomnienia. Chyba czas sobie to jakoś poukładać :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS. Właśnie! Skoki, skooki już za 21 dni! :D

      Usuń
  2. W życiu bym nie pomyślała, że Shrek ma taki edukacyjny charakter :D
    Najważniejsze jednak, że Freitag wreszcie zrozumiał jakim był/jest palantem.Tym samym chyba wprowadził niemały mętlik w głowie dziewczyny. Ciekawa jestem, co wyniknie z tej rozmowy na plaży?

    ps. szkoda Pascala, ale cóż miłości się nie wybiera.

    Marzycielka

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak,, Shrek dobry na wszystko! Dziewczyna jest na prawde silna! Za wszelka cene stara sie zwalczyc przeciwnosci nadawane przez los, i walczy by w koncu byc szczesliwa! Ahh Freitag, dobrze ze w koncu zrozumiam jaki popelnial blad, jakim byl egoista! Moze w koncu sie zmieni! Czek na kolejny! ;) pozdrawiam metka.
    Because-you-loved-me.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Shrek. Lubię Shreka. Nawet bardzo.
    Niebieski kwiat i kolce, niebieski kwiat i kolce, byłoby prościej, gdybym nie był daltonistą.
    Cebula ma warstwy, ogry mają warstwy.
    Ludzie też mają warstwy. Grają. Nie pokazują tej najgłębszej, bo to boli, bo tak jest łatwiej. Łatwiej jest udawać siłę niż publicznie płakać. Łatwiej jest zamknąć się w łazience i się kaleczyć, niż powiedzieć bliskim, jak bardzo nas ranią.
    Rut ma bajzel we łbie, przez Pascala, przez Richarda, przez całą tę chorą sytuację. Nie radzi sobie. I łatwiej nie będzie. To Freitag musi jej pomóc, on chyba jedyny jest w stanie. Pytanie tylko, czy zechce jej pomóc.
    Kocham, Cam. Kocham.
    I wielbię na klęczkach.

    OdpowiedzUsuń