piątek, 27 września 2013

epilog: zostaniesz?


Na połamanych skrzydłach nie da się latać.
Ale kości w końcu się zrastają, po tygodniach rehabilitacji na powrót są gotowe do pełnienia swojej roli. Znowu można latać, szybować po błękitnym niebie i nie myśleć o niczym.
Wiem, że w kolejny lot polecę sama. Ciebie już tam nie będzie. Nie będziesz czekać na mnie pod białą chmurą ani popisywać się swoimi podniebnymi akrobacjami. To, co nas łączyło zniknęło bezpowrotnie, rozsypało się w proch. I choć oboje chcemy wrócić do tego, co było wcześniej, wiemy, że jest to niemożliwe.
Jak można pożegnać się z najlepszym przyjacielem? Czy istnieją jakiekolwiek odpowiednie słowa na taką okazję?
Pukasz do moich drzwi w pewne listopadowe popołudnie. Jestem zaskoczona, zdezorientowana. Cieszę się, że mogę cię wreszcie zobaczyć, ale z drugiej strony... Strach ściska mi serce. Co jeśli jesteś posłańcem niosącym złe wieści? Co jeśli twoje odwiedziny złamią mi serce?
Wiem, że tak będzie. Twoje oczy mówią wiele.
Wpuszczam cię do mieszkania i częstuję herbatą. Ręce ci drżą, gdy podnosisz do ust kubek.  Jest między nami nieswojo i dziwnie, jeszcze gorzej niż było na początku pobytu w Rostock. Dzielą nas lata świetle, różne galaktyki. Jesteśmy dla siebie obcymi osobami, ludźmi, którzy się nie znają, choć mają ze sobą tyle wspólnego.
To boli zarówno mnie jak i ciebie.
- Rut, posłuchaj... - Zaczynasz, ale szybko przerywasz. Twoje spojrzenie błądzi po ścianach niewielkiego saloniku, by w końcu po paru, minutach utknąć na mojej twarzy. Jesteś niewyobrażalnie  smutny, przepełniony niemą rozpaczą, bólem wylewającym się z otwartej rany na sercu. Chciałabym zrobić coś, co pomogłoby ci ukoić ten żal.
- Tym razem nie chciałem uciec. - Podejmujesz szeptem. - Zasługujesz na... na słowa wyjaśnienia.
Zagryzam wargę, walcząc z chęcią odwrócenia wzroku. Tak bardzo cierpię z powodu twoich chłodnych tęczówek.
- Ja... Nie chcę tego, Rut. Źle mi z dala od ciebie, ale jest jeszcze gorzej, gdy jestem przy tobie i wiem, że nigdy nie odwzajemnisz mojego uczucia. To mnie rujnuje. Nie potrafię tak żyć, rozumiesz?
Odrętwiałe kiwam głową. Nie wiem, co mam powiedzieć. Chcę cię tylko przytulić, usłyszeć, że będzie dobrze, że wiesz, jak cofnąć się w czasie. Płaczę.
- Nie płacz.
- Nie chcę tego dla nas. - Wychrypuję.
Łapiesz mnie za dłoń. W twoich oczach na chwilę pojawia się coś na kształt dawnej iskry.
- Uwierz mi, chciałbym umieć z powrotem być twoim przyjacielem.
- Zostań przy mnie...
Uśmiechasz się smutno, po czym palcem delikatnie wycierasz moje łzy. Jest ci cholernie ciężko, wręcz chwiejesz się pod ciężarem trosk i cierpień.
- Nie mogę. Muszę skupić się na skokach, wiesz, IO niedługo. Wygram i zadedykuję ci zwycięstwo, obiecuję. - Całujesz mnie w skroń. Ten intymny gest jest pożegnaniem, czuję to i dlatego płaczę mocniej. - Dziękuję ci za wszystko, szczęściem było bycie twoim przyjacielem. Danny się teraz tobą zaopiekuję, wiem, że kocha cię równie mocno, co ja. Bądź z nim szczęśliwa. - Szepczesz mi na ucho. - Teraz muszę odejść, nigdy się już nie zobaczymy, tak będzie lepiej. Będę za tobą tęsknić, Rut.
- Zostaniesz w moim sercu. - Mówię, wręcz zgniatając ci dłoń.
Przez kilka minut patrzymy sobie w oczy, nie widząc przerażającej rzeczywistości. Przez chwilę żyjemy wspomnieniami, widzimy wszystkie wspólne lata, nasze dziecięce zabawy i uśmiechy. Znowu jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi na zawsze, znowu rozpiera nas pełnowymiarowe szczęście. I latamy. Nasze dusze tańczą ze sobą ostatni, podniebny taniec. Jest pięknie,  jest strasznie, to tak mocno boli.
- Jesteś najlepszą przyjaciółką, jaka tylko może być. - Twój głos budzi mnie z cudownego snu. Mrugam powiekami, próbując skupić się na tym, co mnie otacza. Uśmiechasz się do mnie tak jak kiedyś, urocze dołeczki zdobią twoje policzki. Przytulasz mnie, a twój zapach przyjemnie mnie orzeźwia. Jesteśmy krok od samobójczego kroku, od kolejnego złamania serc.
Proszę, nie pozwól mi obudzić się.
- Żegnaj, Rut.
Wstajesz z sofy i kierujesz się w stronę wyjścia. Nie powstrzymuję cię, bo nie mogę; cała jestem sparaliżowana i jakby oderwana od swojego ciała. Jedynie słyszę jak nasze serca rozsypują się na tysiące kawałków.  To koniec.
Może nasze skrzydła już na zawsze straciły umiejętność latania?
Może zawsze to tylko kłamstwo.
Może to czas, by zacząć żyć inaczej?
Zatrzymujesz się przy drzwiach i jakby z wahaniem łapiesz za klamkę. Oglądasz się na mnie ostatni raz, a twoje oczy wciąż błyszczą. Widzę krew na twojej duszy.

Zostań chciałam poprosić.
Nie odchodź próbowałam krzyczeć.
Ale niemy krzyk echem odbił się od mojego wnętrza.
I odszedłeś.

A trzy miesiące później zostałeś Mistrzem Olimpijskim.
***
Bleibst du?, ich frage.
Bleib!, ich bitte.
aber du bist nicht geblieben.
__________
wiem, że niespodziewanie i wiem, że może kilka z was chce mnie zabić :)
mam taki mętlik, że nie wiem, co napisać.
po pierwsze "Widziałem ciebie" może nie jest najlepszym podkładem, ale jest dla jak kontynuacja 'Prawdziwego powietrza', piosenki, która była nieoficjalnym hymnem całego du-bleibst.
po drugie, musiałam tak zakończyć, bo życie nauczyło mnie, że ludzie przychodzą i odchodzą, że nie zawsze jest tak jak chcemy.
po trzecie kocham was tak bardzo i tak bardzo wam dziękuję, że byłyście zanim zawiesiłam, że byłyście po tym, jak wróciłam. powtórzę się, jesteście najlepsze! <3
po czwarte, codziennie jest dużo wejść, więc chciałabym orientacyjnie wiedzieć, ile osób to czytało. Zostawcie coś po sobie, ok? Choćby jedno słowo, będę wdzięczna :)
po piąte, trochę jestem dumna i trochę smutna.
a po szóste i ostatnie, zapraszam na you-stayed.blogspot.com !!! :)
Danke schön <3


Clueso - Du Bleibst


sobota, 21 września 2013

piętnaście: nikt nie obiecywał, że będzie łatwo


Czy łatwiej przeżyć coś, co już się kiedyś przeżyło?
Odpowiedź brzmi: nie. Ból jest taki sam, może nawet mocniejszy.  Do tego dochodzą kolejne rozczarowania, wyrzuty sumienia i poczucie winy.
Ale jest lżej, gdy ma się przy sobie ludzi, którzy rozumieją ciebie i twój smutek, którzy potrafią oderwać twoje myśli od nieprzyjemnych wspomnień i pytań, którzy są przy tobie nawet wtedy, gdy ich nieświadomie odpychasz.
Minęło kilkanaście tygodni, kolorowe liście ogołociły drzewa i zasłały chodniki, słońca zaczęło być jakby mniej, chłód obkuł serca, a Freitag wciąż nie daje znaku życia.
Wiem, co to znaczy, ale nadal odsuwam od siebie tą myśl. Nadzieja znika każdego dnia, przestaję wierzyć, że kiedykolwiek będę jeszcze śmiać się z Richardem. Nasza przyjaźń przechodzi do historii, wszystko, co było między nami uległo całkowitej destrukcji.
Nie umiem udawać, że nie tęsknię.
Teoretycznie mogłabym pojechać do Richarda, z łatwością udałoby mi się załatwić jego adres, ale on najwidoczniej nie chce mnie widzieć. Pewnie według niego, sprawa jest załatwiona. Bo najprościej jest po prostu uciec, zostawić opowieść bez epilogu, rzucić się w wir zajęć i zapomnieć, że gdzieś tam historia czeka na zakończenie.
Znowu. Mogłam się tego spodziewać, a nie ciągle się łudzić.
- Kochanie... - Ciepły głos Danny'iego sprawia, że odwracam się od okna i spoglądam na chłopaka. Skoczek z troską przygląda się mojej twarzy. Wystarczy, że rzuci tylko jedno spojrzenie w moją stronę, a momentalnie wie, o czym znowu myślałam. Chwilę później Queck zamyka mnie w objęciach, a ja zachłannie wdycham jego zapach, pozwalając by jego bliskość wyczyściła moją głowę z trudnych i obciążających duszę emocji.
- Wszystko jest okay. - Mówię w jego koszulę, ale brzmi to tak, jakbym bardziej zapewniała siebie niż jego.
Jest dobrze, naprawdę jest dobrze, ale czy może być dobrze, kiedy jest źle? Czy życie jest aż tak wielkim paradoksem?
- Rut.
- Potrzebuję szybkiego cięcia... Wolałabym, żeby przyjechał tutaj i powiedz mi prosto w twarz, żebym się odwaliła.
- Dla niego to też nie jest łatwe.
- Wiem.
Uśmiecham się ze zrezygnowaniem i odsuwam od Quecka. Gdyby nie on, załamałabym się totalnie. Na szczęście jest i, póki co, nigdzie się nie wybiera.
Danny wynajął mieszkanie w Monachium, teraz możemy częściej się spotykać i poznawać się nawzajem. Doceniam to. Ale na zamieszkanie z nim (Danny rzucił kilka nieobowiązujących sugestii) jest zdecydowanie za wcześnie.
Z Severinem też się widuję, często odwiedza mnie i Johannę, swoją kuzynkę, z którą wynajmuję mieszkanie. Poza tym kontakt mam jeszcze z Hedwig, a od czasu do czasu wymieniam też kilka wiadomości na fejsie z Bodmerem. Mój świat z pozoru jest w porządku, ale jeśli ktoś się bliżej przyjrzy, dostrzeże pęknięcia i rysy.
Bo nawet jeśli poskleja się rozwalonego człowieka, ślady zostaną. Na zawsze będą zdobić go blizny, będą go parzyć i przypominać o przeszłości. Przeszłość nigdy nie odpuszcza. Nigdy.
- Co będziemy robić wieczorem? - Wycieram z policzka samotną łzę i beztrosko uśmiecham się do Danny'iego.  Jest dobrze i tego się trzymajmy. Nie potrzebuję więcej katastrof w swoim życiu, muszę przestać się przejmować, cieszyć się tym co mam tu i teraz.
A mam Quecka. Kogoś, kto nie boi się moich demonów.
- A co chcesz robić?
- Może kino?
- Okay.
- Przyjdź po mnie o siódmej. Teraz lecę, bo umówiłam się z Severinem. - Zakładam kurtkę i całuję blondyna w usta. Smakuje ciepłem i miłością, wszystkim, co potrzebne jest mi do duchowej rekonwalescencji.
Z Severinem spotykam się w uroczej kawiarni, znajdującej się niedaleko Marienplatz. Zamawiam karmelowe cappuccino, a Freund espresso. Lubię przebywać w jego towarzystwie, zawsze mi lżej po rozmowie z nim.
Sev nadal przeżywa rozstanie z Ilse, ale jego serce jest już w lepszym stanie niż kilkanaście tygodni temu. Powoli się odbudowuje i na nowo uczy się ufać ludziom. Wychodzi mu to o wiele lepiej niż mi.
- Wiesz... Poznałem kogoś. Dziewczynę. - Mówi, po czym unosi do ust filiżankę.
Rzucam mu zaciekawione spojrzenie.
- Ma na imię  Aylin. Dała mi swój numer. - Kontynuuje. - Spodobała mi się.
- Zadzwoniłeś? - Pytam, uśmiechając się do niego. Jego niebieskie oczy pojaśniały, gdy zaczął mówić o Aylin.
Blondyn ucieka przede mną spojrzeniem.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł...
- Nie dowiesz się, jeśli nie spróbujesz.
- Ale... - Sev zaczyna wyłamywać sobie palce. Jest zdenerwowany i zmieszany.
- Nie wszystkie są takie jak Ilse. - Mówię łagodnie.
Skoczek wreszcie podnosi na mnie spojrzenie. Niebo zawarte w jego oczach jest bezchmurne i błękitne; burzowe chmury powoli wycofują się z jego życia.
- Może masz rację. - Uśmiecha się niepewnie. - Ale pod jednym warunkiem: musisz przestać ciągle myśleć o Richardzie.
Wzdycham cicho, oplatając palcami swoją filiżankę. Powoli kręcę głową.
- Nie dam rady, Sev. - Jęczę cicho, czując nieprzyjemne  pieczenie pod powiekami. Emocje, które dusiłam sobie przez te wszystkie tygodnie, nagle napierają na mnie z olbrzymią siłą, chcąc wyjść na świat. Próbuję się przed nimi bronić, ale przegrywam batalię. Jestem zmęczona byciem silną, chcę płakać.
Jak na komendę, pierwsze krople spływają po moich policzkach, rozmazując tusz.
- Ciągle zastanawiam się, jak się czuje, co robi, czy nadal jest zraniony. Świadomość, że to przeze mnie jest nieszczęśliwy nie daje mi spać po nocach. Nie chciałam tego.
- To nie twoja wina. - Freund łapie mnie za dłoń. Zaciskam palce na jego ręce, zupełnie jakby Severin miałby mnie wyciągnąć na powierzchnię; wzburzona woda zalewa moje płuca, nie mogę oddychać.
- Dlaczego to wszystko musi być takie trudne?
Severin przesiada się na krzesło obok mnie i mocno mnie do siebie przytula.
- Nikt nie obiecywał, że będzie łatwo, Rut. Ale damy sobie radę, wiesz?
______________________
ok, załamka. zły rozdział :c
poza tym wciąż nie mogę ogarnąć swojego życia, moja bezproduktywność mnie dobija. i mam wątpliwości co do swojego tematu na prezentacje maturalną. może jednak powinnam go zmienić?
!@#$%^&*(Z), jeszcze pół roku i przestanę być hot 18.
depresja jesienna jest blisko.
zimnusio.
ooouch.

sobota, 14 września 2013

czternaście: serce nie sługa


Włóczę się bez celu po plaży, w uszach wciąż mając słowa Richarda. Nie mam zielonego pojęcia, co mam z tym wszystkim zrobić, jaki krok wykonać. Mam wrażenie, że ostatnie godziny to tylko surrealistyczny sen, który skończy się, gdy tylko zadzwoni budzik.
Ale budzik nie zadzwoni, nie wybudzi mnie  piosenka My Chemical Romance, a ja nie wstanę z łóżka z przekleństwem na ustach, próbując odgonić od siebie resztki koszmaru.
Po prostu będę musiała się z tym zmierzyć i nie pozwolić, by Freitag znowu się ode mnie oddalił. Ale jak?
To dziwne, ale spotykam Severina. Blondyn jest po kolana zanurzony w wodzie. Wygląda spokojnie, ale jest w nim coś takiego, co budzi niepokój.
Ściągam sandały, rzucam je gdzieś na bok i wchodzę do wody. Moim ciałem wstrząsa potężny dreszcz. Zimno.
Sev spogląda na mnie,  gdy, zmęczona pokonaniem kilku metrów, zatrzymuję się obok niego. Jego twarz jest zrezygnowana, oczy przygaszone.
- Co tam? - Pyta pseudobeztroskim tonem.
Wzruszam nonszalancko ramionami.
- Spoko. Spieprzyłam misję 'Freitag'. A u ciebie?
Skoczek wzdycha. Jego beztroska znika w mgnieniu oka.
- Miałaś racje, Il chciała się mną tylko pobawić.
- Fajnie wiedzieć, że nie tylko mi się wszystko pieprzy. - Uśmiecham się niepewnie, a Freund odwzajemnia gest.
- Razem lepiej się cierpi, czyż nie?
Może ma rację. Ludziom zawsze jest lżej, gdy wiedzą, że nie tylko oni mają pod górkę. Taka ta ludzkość jest złośliwa.
- Mam pomysł. - Odzywa się chwilę później Sev. - Wyjedźmy razem do Francji. Wyobraź to tylko sobie, wieża Eiffla, czerwone wino, koszmarna kawa i croissanty. Mogłoby być fajnie.
- Przytyjemy. Croissanty to bomba kaloryczna.
Freund obdarza mnie tak smutnym uśmiechem, że moje serce znowu zaczyna krwawić.
- Wciąż o niej myślę...
Nie wiem, co powiedzieć, więc po prostu kładę dłoń na jego ramieniu. Jedna noc, a kilka różnych, choć podobnych historii. Jedna noc, a dwa złamane serca i kilka łez więcej. Rostock widział już wszystko - począwszy na szczęściu, przez gorzkie rozmowy, na nieszczęściu skończywszy.
I to wszystko zaledwie w dwa tygodnie.
- Zasługujesz na kogoś lepszego, wiesz.
- Wiem, że Ilse nie jest idealna. - Blondyn marszczy czoło, sprawiając, że jego twarz wygląda starzej. - Ale mimo wszystko... Serce nie sługa.
- To prawda. - Szepczę.
Severin patrzy się na mnie ze zdziwieniem.
- Co ty tam wiesz, wyglądacie z Dannym na szczęśliwych.
Uśmiecham się smutno do swoich myśli.
Zależy mi na Quecka, i to bardzo. Właściwie zaczynam coś do niego czuć, coś, co kiedyś może przekształcić się w miłość. Jestem pewna, że chcę kontynuować znajomość z nim, nie wątpię też w to, że chłopak spełni swoje obietnice. Wyznanie Freitaga w tej kwestii niczego nie pokomplikowało, Danny wciąż zajmuje ważne miejsce w moim sercu, miejsce, które tak niespodziewanie zajął.
A Freitag... Freitag miał rację, nie umiem kochać go tak, jak on kocha mnie. Nie mogę nawet wyobrazić sobie sytuacji, w której nasze stosunki zaczęłyby wykraczać poza przyjaźń.
I te dwie myśli - jedna, że zatracam się w Dannym coraz bardziej i druga, że nie potrafię odwzajemnić uczucia Richarda - sprawiają, że czuję się jak na życiowym rollercoasterze. Jak na wzburzonym morzu. Jak w środku oka cyklonu.
Nie wiem, czy chcę komukolwiek o tym opowiadać, nie mam dzisiaj sił, by zwierzać się ze swojego pogmatwanego życia. Ale w Severinie zawsze było coś takiego, co sprawiało, że umiałam się przed nim otworzyć nawet wtedy, gdy emocjonalnie nie  byłam na to gotowa. Ma dar. Rzadki, niespotykany dar dotarcia do ludzkich serc.
Uwielbiam go za to.
Wzdycham cicho i zaczynam mu wszystko opowiadać. Czuję się lepiej, gdy wiem, że jest przy mnie i  wspiera mnie, nawet jeśli nie zgadza się ze wszystkim, co robię.
Mimowolnie się uśmiecham. Severin jest wspaniałym przyjacielem. Pomaga samą swoją obecnością. Chciałabym być dla niego taka, jaki on jest dla mnie.
Ale jeszcze jest za wcześnie, bym mogła, aż tak zaufać ludziom. Może kiedyś.
- Kiedyś będzie nam łatwiej. - Mówi jakiś czas później Freund.
Zgadzam się z nim, modląc się w duchu, by to kiedyś zdarzyło się jak najszybciej.
*****
Wczesnym rankiem wyruszyliśmy w drogę powrotną do domu. Freitag unikał mnie przez cały poranek - znikał, gdy pojawiałam się w polu jego widzenia, a jeśli już musiał przebywać w pobliżu mnie, to dbał o to, byśmy nie zostawali tylko we dwójkę. Mur, którym nas oddzielił, był nie do pokonania. To cholernie bolało, sprawiało, że czułam się, jakbym rozpadała się na miliony drobnych części. Nienawidziłam go za to, ale rozumiałam. Nie umiał poradzić sobie z tą sytuacją, więc po prostu bronił się tak, jak tylko potrafił.
Obojętność zabija bardziej.
Znoszenie zbolałego i smutnego spojrzenia Richarda było niczym w porównaniu z tym, co Severinowi zaserwowała Ilse. Dziewczyna traktowała Freunda jak powietrze, w ogóle nie zwracała na niego uwagi i odwracała głowę za każdym razem, gdy Sev próbował do niej zagadać. Chciałam coś zrobić, cokolwiek, ale wiedziałam, że to tylko bardziej zdołowałoby mojego kochanego blondyna, więc  jedynie ograniczałam się do nienawistnych spojrzeń ciskanych w stronę młodej Wankówny.
Trzymaliśmy się we trójkę: ja, Danny i Freund. I w takim też składzie ruszyliśmy na południe.  Ilse, Bodmer, Andreas i Andrea jechali w samochodzie z Freitagiem, a Hedwig, Sybill i Torsten podróżowali volkswagenem Torstena.
Na postojach prawie się do siebie nie odzywaliśmy, atmosfera była tak gęsta, że można było ją nożem ciąć. Wank próbował nas rozluźnić, ale po dziesięciu minutach dał sobie z tym spokój. Coś wisiało w powietrzu i reszta to wyczuwała.
Nie powiedziałam o wyznaniu Richarda Queckowi. Nie byłam na siłach. I nie wiem, czy kiedykolwiek będę. Ale Danny coś się domyślał, może widział więcej niż ja, może już wcześniej zauważył coś innego w spojrzeniu bruneta?
Za każdym razem, gdy miałam ochotę wybuchnąć niepohamowanym płaczem, Danny delikatnie ściskał moją dłoń, dodając mi otuchy i sił.
Byłam mu za to wdzięczna.
I teraz, kiedy wszyscy stoimy na jednej z bawarskich stacji paliw, czuję się rozdarta między tym, co dzieje się pomiędzy mną a Dannym, a tym, co jest pomiędzy mną a Richardem. Czy mogę być szczęśliwa, jednocześnie będąc nieszczęśliwą i złamaną?
- No to rozjeżdżamy się. - Mówi obojętnie Queck, ale nikt mu nie odpowiada. Unikamy swoich spojrzeń, jakiegokolwiek kontaktu. I chociaż, że te wakacje były cudowne, końcówka sprawiła, że jest dziwnie.
To nie może tak się skończyć.
Zatrzymuję Freitaga, gdy otwiera drzwi do swojego samochodu. Nie jest z tego zadowolony, właściwie wygląda tak, jakby miał zamiar wsiąść do auta i zamknąć mi drzwi przed nosem.  Wzdycha głośno, gdy proszę go o chwilę rozmowy. Zamyka drzwi i mówi, że możemy rozmawiać tutaj.
Wszyscy siedzą już w pojazdach; czują na sobie ich ciekawskie spojrzenia.
- Nie chcę, żebyś znowu uciekł. - Szepczę, twardo wpatrując się w jego zielono-brązowe oczy. Freitag, o dziwo, nie odwraca wzroku.
- Ja też nie chcę. - Wyznaje równie cicho, jak ja. Głos mu trochę drży i widzę, że jest zdenerwowany.
Uśmiecham się z nikłą nadzieją, doskonale zdając sobie sprawę z tego, jakie życie nadziejami jest rozczarowujące.
Bo chyba nikt nie zliczy, ile przez tych kilka lat przeżyłam rozczarowań, wciąż czekając na jakikolwiek znak ze strony Richarda.
- Więc czasem mnie odwiedzisz?
- Nie wiem, Rut, nie wiem. - Mówi ostro; na jego czole pojawia się pozioma bruzda. - Mam mętlik w głowie.
- Proszę, już nie znikaj. - Chcę złapać go za rękę, a potem przytulić, ale Richard szybko się odwraca i wsiada do samochodu.
Później wracam do domu i znowu zaczynam czekać.
Historia, na jakiś sposób, zatoczyła krąg.
_________________
oesu, cóż za gniot ;___;
akcja miała rozgrywać się jedynie w rostock, ale moje nowe plany trochę przeinaczyły to, co było w pierwotnym zamyśle.
no i tak, muszę skończyć pisać recenzje do gazetki, wymyślić urodzinowy wierszyk dla przyjaciółki, ogarnąć siebie (wreszcie) i wziąć się za wos. i za matmę. ale z matmy zadania mi nie wychodzą </3, dobrze, że moja bff ma rozszerzenie z matematyki.
ah i list z niemieckiego napisać, lubię niemiecki, wiecie? :)
i wreszcie dostałam ostateczny plan lekcji, nad którym płaczę. :(

niedziela, 8 września 2013

trzynaście: każda noc to inna historia


- Bawmy się! - Krzyczy wesoło Wank, unosząc kieliszek do góry.
- Za ostatnią noc tutaj. - Dodaje Torsten.
- Za wakacje życia. - Mówi z uśmiechem Danny, mocniej obejmując mnie w pasie.
Ale ja nie słyszę moich przyjaciół, ani nie czuję uspokajającego dotyku Quecka. Głośna muzyka przestaje bębnić w uszach, a rażące światła już nie przeszkadzają. Znikają ludzie, bawiący się w najlepsze, znika cały świat. Mydlana bańka szczęścia, jaką otaczałam się przez ostatnie godziny, pęka pod naciskiem Richardowego spojrzenia.
Nagle robi mi się tak przerażająco zimno. Gęsię skórka pokrywa moje nagie przedramiona, dech zamiera w piersiach. Czuję się, jakby ktoś wyssał całe powietrze z klubu, muszę oprzeć się o Danniego, by nie upaść. A wzrok Richarda, choć jest zimny i nieruchomy, pali żywym ogniem.
Zagryzam wargę, uciekając przed jego zielono-brązowym tęczówkami schowanymi w mroku; Freitag znowu jest obcy i daleki, znowu jest nieznajomym, znowu jest człowiekiem ze znajomą twarzą, ale z obcym sercem.
I teraz to moja wina.
Duszkiem opróżniam swój kieliszek. Drżą mi dłonie i Danny to zauważa. Blondyn nachyla się, delikatnie muskając palcami mój policzek.
- Rut... - Szepcze, a jego oddech łaskocze mnie w skórę. - Wszystko w porządku?
- Jasne. - Odpowiadam niepewnie.
Straciłam swoją szansę, myślę, próbując opanować narastający w głowie mętlik. Straciłam swoją szansę, pozwoliłam minąć ostatnim godzinom, zapominając o swoim celu i skupiając się na sobie, na swoim pieprzonym szczęściu. Szczęściu, które nie potrwa dłużej niż kilka minut.
Wyrzuciłam z głowy Richarda, przestałam myśleć o rekonwalescencji naszej przyjaźni. Chwilowym zapomnieniem zmarnowałam wszystko to, co do tej pory udało mi się wypracować.
Jednym ruchem, jedną dobą. Tak dużo czasu potrzeba do zbudowania czegoś, a tak mało do zburzenia tego. Nie ma sprawiedliwości, po prostu nie ma.
Boję się.
Freitag odchodzi od naszej grupy. Ściskam Danniego za nadgarstek i mówię mu, że zaraz wrócę. Idę za Richardem. Brunet wychodzi z klubu i zatrzymuje się przed budynkiem, po czym zadziera głowę do góry i wpatruje się w ciemne niebo, od czasu do czasu poprzetykane jeszcze ciemniejszymi chmurami.
Stoję kilka kroków za nim. Ignoruję przytłumione dźwięki muzyki i cichutki szum morza. Wsłuchuję się jedynie w swoje głośno łomoczące serce. Jak bardzo źle jest teraz między nami?
Richard odwraca głowę i patrzy się prosto w moje oczy. W tym momencie zaczynam krwawić zraniona jego dystansem i wyobcowaniem.
- Wiesz, że za nim nie przepadam, więc nie będę akceptować waszego... związku. - Mówi nieswoim głosem.
- Nie rozmawiajmy o nim. To teraz nieistotne. - Wytrzymuję jego przeszywające spojrzenie, mimo że czuję jak pęka mi serca. - Chcę, żebyś nadal był moim przyjacielem. Tęsknię za tym.
Chłopak uśmiecha się gorzko, jest coraz dalszy i coraz bardziej niedostępny.
- A co jeśli nie umiem...?
- Nie umiesz czy nie chcesz?- Buntowniczo unoszę podbródek do góry.
Freitag robi kilka kroków w moją stronę. Wpatruję się uważnie w jego oczy, ale nie widzę w nich ani śladu dawnego Richarda. To bolesne, to zasmucające.
- Nic nie rozumiesz. - Szepcze zmienionym głosem, łagodniejszym, pełnym ciepła. Jednocześnie jego spojrzenie wciąż pozostaje obce i jakby pozbawione nadziei.
Nasza historia nie może się tak skończyć, nie tutaj, nie w tym miejscu, nie o tej porze.
- Więc mi wyjaśnij.
Przez kilka sekund brunet nic nie robi. Jest poważny i spokojny, nie zrezygnowany, ale jakby pogodzony z tym, co mu zaserwowało życie. Ten stan trwa nawet, gdy jego palce zaczynają błądzić po mojej twarzy. Nie umiem odczytać jego miny, nie wiem, co chodzi mu po głowie. Moja konsternacja pogłębia się, gdy Freitag pochyla się i czule, a przy tym bardzo subtelnie muska ustami moje wargi. Stoję jak sparaliżowana, nie wiedząc, jak zareagować. Richard odsuwa się kilka milimetrów. Gdy mówi, jego ciepły oddech pali moją skórę.
- Proszę. - Uśmiecha się smutno, odwraca się i spokojnie odchodzi.
Patrzę się na jego znikającą za zakrętem sylwetkę z nogami wrośniętymi w ziemię i z zaciśniętym gardłem. Kilka łez moczy mi policzki. W końcu wyrywam się z amoku i biegnę za Freitagiem. Znajduję go na pobliskiej plaży. Siedzi na piasku z twarzą schowaną w dłoniach. Jest coś w tym widoku upiornego i przygnębiającego. Nic nie rozumiem. Nic.
Siadam obok niego.
- Porozmawiaj ze mną. - Proszę desperacko, mocno zaciskając dłonie w pięści.
Następne minuty są jak najgorsze tortury. Wpatruję się w jego przygarbioną sylwetkę, czekając, aż wybudzę się z tego koszmaru. Bo to wszystko, cała ta sytuacja nie może być niczym innym jak złym snem. Błagam.
W końcu Richard podnosi głowę, a jego wzrok jest tak pusty, że mimowolnie się wzdrygam. Boję się takiego Freitaga, jego nicości i oddalenia. Tak bardzo znieczulił się na ból, że wyparł z siebie wszelkie uczucia, nawet te najmniejsze i niegroźne.
Ta obojętność jest jego pancerzem, bronią przed zranieniem.
Skąd to znam?
Chłopak wbija wzrok w lekko wzburzone morze. Jest tak ciemno, że z trudem można rozróżnić niebo od wody, jedynie od czasu do czasu, gdy chmury odsłonią księżyc, wodna tafla delikatnie lśni.
Przypominam sobie, że każda nasza rozmowa na plaży nie była łatwa.
- Dobrze, powiem ci wszystko. - Zaczyna spokojnie, a jego głos brzmi tak nienaturalnie, że ciarki przechodzą mi po plecach. Nie podoba mi się ta sytuacja, właściwie jestem przerażona, a łzy wciąż spływają po mojej twarzy.
Kiwam delikatnie głową, choć wiem, że Richard tego nie zauważy.
- Wyjechałem wtedy bo... bo się zakochałem. W tobie, Rut.
Wstrzymuję oddech, bojąc się każdego kolejnego słowa skoczka. Chcę się tylko obudzić, nic więcej. To wszystko nie może okazać się cholerną prawdą, rzeczywistością, która niszczy wszystko.
Bo jeśli tak to... to okaże się, że wszystko, czym ostatnio żyłam było tylko iluzją.
- Wiem, że mnie kochałaś, ale wiem też, że nie tak jak ja ciebie. Byłem dla ciebie przyjacielem, najlepszym, ale wciąż tylko przyjacielem. Dlatego nie powiedziałem ci nic o przeprowadzce. Myślałem, że jeśli wyjadę i zerwę z tobą kontakt to będzie łatwiej, to może się odkocham i znowu będę mógł do ciebie wrócić i być twoim przyjacielem. Ale kiedy zobaczyłem cię przed wyjazdem tutaj... Wszystko wróciło.
Uśmiech, jaki na chwilę pojawia się na jego twarzy jest bezdennie smutny i pozbawiony wesołości, jest bardziej jak wołanie o pomoc, o podanie dłoni i wyciągnięcie z tego bagna; nie ma w sobie niczego z miłego gestu, jakim na co dzień obdarowuje się innych.
Nie wiem, co mam myśleć, mętlik i zagubienia narastają z każdą sekundą.
- Zawsze wmawiałem sobie, że to takie gówniarskie zauroczenie - Freitag przenosi wzrok na mnie. W jego oczach dostrzegam coś na kształt troski. - Czasami udawało mi się o tobie zapomnieć, wyprzeć cię ze świadomości. Twoja obecność wszystko komplikuje, Rut. Bo wciąż cię kocham, nawet mocniej niż wcześniej.
- Nie wiedziałam... - Wyduszam z siebie z trudem. Zaczynam się w tym wszystkim gubić, tracę orientację, nie wiem, co robić, co powiedzieć. To nie tak miało być, nie tak miał się zakończyć ten wypad. Miałam wrócić z przyjacielem, a nie ze świadomością, że po raz kolejny złamałam mu serce.
- To nieistotne teraz. - Szepcze. Nie umiem odczytać wyrazu jego twarzy. - Po prostu bądź szczęśliwa.
- Jak mam być teraz szczęśliwa, co? Jak mam być szczęśliwa, kiedy ty nie jesteś? - Prycham sarkastycznie.
- Queck może jest idiotą, ale zależy mu na tobie, więc będzie robił wszystko byś była.
Chłopak przestaje patrzyć się na mnie, a mi puszczają nerwy. Słone łzy mieszają się ze wściekłością i bezradnością. Nie mogę spokojnie przyglądać się temu, jak całe moje starania obracają się w gruzy, a wszystko, w co do tej pory wierzyłam okazuje się być kłamstwem.
- Kurwa, Freitag - niemalże warczę. - Ale ja przyjechałam tutaj dla ciebie.
- Przecież mówiłaś...
- Kłamałam, jasne? Kłamałam, bo myślałam, że przez prawdę jeszcze bardziej się ode mnie oddalisz. A prawda jest taka, że chciałam odzyskać naszą przyjaźń, po raz ostatni spróbować przywrócić cię do mojego życia. Bo tęsknota za tobą przysłaniała mi wszystko, co działo się wokół. Nieważne, jak bardzo się starałam cię zignorować, wciąż tęskniłam, jednocześnie cię nienawidząc. Nic nie rozumiałam. I nadal nie rozumiem.
Moim ciałem wstrząsa potężny szloch.  Znowu czuję się, jakbym spadała w przepaść ze świadomością, że na dnie nie ma niczego, co zamortyzuje mój upadek. Tylko twarde, ostre skały, o które poranię swoją dopiero, co posklejaną duszę.
- Co teraz będzie? - Pytam cicho, gdy Richard niepewnie kładzie dłoń na moim ramieniu w geście pokrzepienia. - Co teraz z nami będzie?
Milczenie chłopaka jest nad wyraz wymowne. Po kilku, ciągnących się w nieskończoność minutach brunet, wstając, całuje mnie w czubek głowy.
- Nic.
I obdarzywszy mnie przerażająco smutnym uśmiechem, oddala się w stronę schroniska.
____________________
dobry, misiaczki, dobry.
do wczoraj miałam pomysł tylko na czternasty rozdział, ale przysiadłam i stworzyłam plan do końca opowiadania, choć do zakończenia mam pewne wątpliwości, bo przecież można zakończyć to na  5679854 sposoby i mam dylemacik, który wybrać.
znaczy już wybrałam.
heheszky.

ej noo, internecik na powrót mi się muli, a ja właśnie mam konto premium i nie mogę go wykorzystać, no heeeej, chcę mój serial ;___;
i wgl wgl.
miłego dnia, słonka! kochajcie się! <3

niedziela, 1 września 2013

dwanaście: bądź



- Nie mogę uwierzyć, że to już prawie koniec. - Andrea wzdycha cicho, odgarniając z nad twarzy niesforne kosmyki długich, czekoladowych kosmyków. - Strasznie szybko minęło.
- Przestań, mamy jeszcze całe dwa dni. Wiesz ile w tym czasie może jeszcze się wydarzyć? - Sybill trąca dziewczynę Wanka w łokieć, uśmiechając się przy tym szeroko.  Czarnowłosa jest specjalistką od cieszenia się tym, co jest teraz i wyciskania z życia tego, co najlepsze.
Przewracam się na plecy. Przynajmniej ten jeden raz w życiu będę pięknie opalona i niebiała. Ten wyjazd zbiera coraz więcej plusów.
Tylko gdzie ten najważniejszy?
- I jakie romanse mogą się jeszcze zawiązać, co Rut? - Dopowiada po chwili Kaiserówna.
Czuję, że czerwień zalewa moją twarz. Nerwowym ruchem poprawiam swoje ciemne okulary, ale wątpię, czy udaje mi się ukryć zakłopotanie.
- Nie wiem, o czym mówisz, Sybill.
- Taa, jasne. - Dziewczyna śmieje się głośno. - Łamiesz naszym chłopakom serca. Bodmer, Queck, kto jeszcze...?
- Mam nadzieję, że nie mój Andreas. - Wtrąca Andrea. - Bo, pomimo całej mojej sympatii do ciebie, musiałabym cię zabić.
Mam ochotę rzucić im bardzo chłodne i wyważone spojrzenie, ale Ray Bany mi to uniemożliwiają.
- Nie ma to jak wakacyjny romans. - Mruczy z nad swojego telefonu Ilse. Na jej ustach błąka się jej charakterystyczny, drapieżny uśmieszek.
- Kto by się spodziewał, że ty i Sev... - Śmieje się Andrea. - Jak ogień i woda.
Obok mnie Hedwig prycha cicho. Wiem, co sobie teraz myśli i podzielam jej zdanie. Mimo, że zdążyłam polubić Il, nadal jej nie ufam. Za dużo z niej łowczyni, bym potrafiła uwierzyć, że jej związek z Freundem przetrwa więcej niż kilka tygodni.
- Jak to mówią, przeciwieństwa się przyciągają. - Dźwięczny śmiech młodej Wankówny niesie się po plaży. Po chwili dziewczyna prostuje się gwałtownie i macha słodko do wychodzącego z wody i zmierzającego w naszym kierunku Severina. - Kotuś, chodź posmaruj mi plecki!
- Oho, nie ma to jak soft porno na drugie śniadanie. - Wzdycha jadowicie Hedi.
Posyłam jej przelotny uśmiech.
- Zachowuj się, Meier.
Gdy schodzimy z plaży, by udać się na obiad, idę na samym końcu z Hedwig, znosząc jej wścibskie pytania. Nie gniewam się na nią, może jedynie jestem trochę poirytowana, ale wiem, że Hedi chcę tylko mojego dobra, zwłaszcza, że zna moją historię i cel, z którym tutaj przyjechałam.
- Więc tak na serio, co jest z tobą i Dannym?
Wzruszam lekceważąco ramionami.
- Na razie nic wielkiego.
- Na razie. - Powtarza znaczącym tonem.
Wzdycham zirytowana.
- Lubię go, ok? Nawet bardzo, ale...
- Masz problem z zaufaniem i bliskością, wiem. A wszystko to przez zgadnijmy kogo.
- Dlaczego przestałaś go lubić zaraz po tym, jak ci to wszystko o nas powiedziałam? - Pytam buntowniczo.
Hedi uśmiecha się złośliwie.
- Szczerze? Nigdy za nim nie przepadałam. Wasza historia tylko to spotęgowała.
- Och.
- A z Dannym, myślę, tworzycie ładny obrazek.
- Świetnie się dogadujemy, właściwie przy nim zapominam o swoich problemach, ale wiesz, że nie po to tu przyjechałam. Zostały dwa dni. Za mało. Boję się. - Ostatnie słowa wypowiadam szeptem. Mimo trzydziestu stopni robi mi się zimno, a moją skórę pokrywa się gęsią skórką. Jestem przerażona najbliższymi godzinami, intuicyjnie czuję, że nie będzie to dobry czas dla mnie. Bo jak w czterdzieści osiem godzin odzyskać przyjaciela?
- Rut...
- Znowu zaczęliśmy się od siebie oddalać. Chyba za mało czasu mu ostatnio poświęcam...
- Rut, nie jesteś w tym sama, Freitag też musi wykonać jakiś ruch. W pojedynkę nie wyciągniesz waszej przyjaźni na powierzchnię.
- Wiem. - Przyznaję smutno. - I się tego obawiam. Bo co, jeśli on tego nie chce?
- Jeśli tak jest to jest idiotą, wiesz o tym.
Kiwam posępnie głową.
To wszystko jest takie skomplikowane.
*****
-Mogę czasami przyjeżdżać do ciebie do Monachium?
- Myślę, że jakoś to zniosę.
Śmieję się, czując jak przyjemne ciepło bijące od jego dłoni rozpływa się po całym moim ciele. Chłopak zagląda mi w oczy, a we mnie nie ma żadnego strachu ani tarczy, która obroniłaby mnie przed nadmierną bliskością.
Chcę, by Danny był blisko mnie.
Chcę, by dalej nasze dłonie były splecione, a spojrzenia roześmiane.
Chcę się w nim szaleńczo zakochać, chcę, by Danny uratował moją wiarę w ludzi.
Wiem, że to wszystko jest możliwe.
Znowu ufam swoim nadziejom i planom.
- A to zniesiesz? - Blondyn zatrzymuje się i bierze moją twarz w swoje silne dłonie. W jego brązowych oczach tańczą iskierki radości, a usta smakują wolnością i morską bryzą.
W tej chwili świat zatrzymuje się w miejscu, a wszystkie problemy kurczą się do mikroskopijnych rozmiarów i znikają wyparte przez delikatny dotyk Quecka. Jestem szczęśliwa i on też jest szczęśliwy. Przytulam się do niego mocno, jego ręce oplatają moje plecy. Drżę, kiedy jego oddech muska moje odsłonięte ramiona.
- Czekałem na to od dawna.
- Co najwyżej od paru dni.
- Może. - Skoczek śmieje się, przenosząc jedną dłoń w moje włosy. - Ale gdy cię zobaczyłem, poczułem, że znam cię od bardzo, bardzo dawna. Banalne, nie?
- Nie. - Wspinam się na palce i jak najdelikatniej muskam ustami jego wargi. Nie wiem, co się ze mną dzieje, nie umiem tego opisać, ani tym bardziej zanalizować. Zresztą nie chcę. Ta chwila jest magiczna i tylko nasza, nie zepsuję tego.
Zmieniłam się. Ciągle się zmieniam. I jeśli Freitag kiedyś pogrążył mnie w ciemnościach, to Queck odnalazł mnie w mroku i wskazał drogę ku jasności. Świat nie jest już takim strasznym miejscem, nie, kiedy ma się przy sobie ludzi, którym się ufa, do których nie boję się zbliżyć.
Nie wiem, co będzie dalej z Freitagiem. Ale jeśli się nie uda... Rozczarowanie nie będzie takie bolesne. Przynajmniej zyskałam Hedwig, Severina i Danny'iego. W życiu nie można mieć wszystkiego.
- Nie uważasz, że to jest takie dziwne i szalone? - Pytam, gdy z powrotem przechadzamy się brzegiem, pozwalając by morska woda obmywała nam stopy.
Słońce powoli chowa się za horyzontem, barwiąc wodę najróżniejszymi odcieniami pomarańczu, żółci i czerwieni. Wśród tego wszystkiego nie ma ani odrobiny chaosu i zamętu. Jest spokojnie, bezpiecznie i idealnie.
- Co konkretnie?
- Prawie się nie znamy. Pojutrze wracamy do domów, nie mieszkamy blisko siebie... Co jeśli się nie uda? - Niepewnie zerkam na jego twarz.
Chłopak uśmiecha się krzepiąco, w jego wzroku nie ma lęku i niepewności, brąz jego tęczówek wyraża jedynie obietnicę.
- Zależy mi na tobie Rut. - Mówi cicho, mocniej ściskając moją dłoń. - Jeszcze na nikim mi tak nie zależało. Przetrwamy, obiecuję ci to.
A potem czuję na swoich ustach jego gorący pocałunek.
I wiem, że jego obietnice nie zostaną bez pokrycia.

____________________
miałam zrzucać bombę.
zdecydowałam się na ciszę przed burzą.
a potem dodałam jedną część niespodzianki, bo coś wreszcie musi zacząć się dziać.
następny będzie kulminacyjny :)

hurra hurra jutro matura, miłego pierwsze dnia w szkole i w ogóle miłego roku szkolnego, wakacje za 8 miesięcy! ;)