wtorek, 30 lipca 2013

osiem: you know my name, not my story


- Nie mogę na nich patrzeć. - Jęczę i odwracam wzrok od chlapiących się w wodzie Severina i Ilse. Wyglądają na zakochanych, on jest w nią zapatrzony jak nastolatek, a ona uśmiecha się do niego ładnie, z nonszalanckim błyskiem w oku. Łatwiej byłoby mi znieść ich związek, gdyby Il chociaż kryła przede mną i Hedi, że traktuje Seva jak wakacyjną miłostkę, kilkudniowy flirt, kogoś, kim może się przez chwilę pobawić, a potem porzucić.
Muszę coś z tym zrobić. Tylko cokolwiek nie zrobię, reperkusje źle odbiją się na Freundzie.
Boże, błagam, niech Ilse, ta niezdolna do uczuć, egocentryczna i zapatrzona w siebie istota jakimś cudem zakocha się w Seviku.
- Zazdrosna? - Hedi trąca mnie w bok z łobuzerskim uśmiechem na ustach.
Nie jest mi do śmiechu. Nie chcę, by Freund cierpiał, polubiłam go, pozwoliłam mu nawet stać się moim przyjacielem, a ja dla swoich przyjaciół pragnę tego, co najlepsze. Ilse Wank do tej kategorii bez wątpienia nie należy.
- Severin to mój przyjaciel, nie pozwolę, by stała się mu krzywda. A tej małej jędzy widocznie o to chodzi.
- Jest dorosły i niegłupi, nie nabierze się na jej sztuczki.
- Nie żeby coś, ale on już się na nie nabrał. - Przewracam oczami. Czy tylko ja widzę zło w ich związku?
- To mu to powiedz.
- A żebyś wiedziała. Ale najpierw pogadam sobie z naszą księżniczką, czym spieprzę naszą sielską, wakacyjną atmosferę, co w sumie robię od samego początku. Dlaczego zawsze wszystko psuję?
Hedwig klepie mnie pocieszająco w ramię.
- Naprawiłaś Freitaga. - Mówi łagodnie. - Co jest megadziwne. On raczej trzymał się na uboczu. Tak jak ty. Czyżby to was złączyło?
Patrzę się oniemiała na Hedi, po czym wzdycham głęboko.
- Co byś powiedziała, gdybym oznajmiła ci, że Freitag jest kimś z mojej przeszłości? - Jestem zmęczona skrywaniem prawdy i całym tym udawaniem. Z trudem uśmiecham się do przyjaciółki, która jest widocznie  zaskoczona, po czym wbijam nieobecny wzrok w spokojne morze. Otwieram usta i wyrzucam z siebie swoją historię. Mam dość duszenia w sobie prawdy, potrzebuję trochę oddechu. A wiem, że mogę Hedi zaufać, potraktować ją jak przyjaciółkę. Może i znamy się krótko, ale więź, która się między nami wytworzyła jest mocniejsza niż większość moich kilkuletnich relacji ze znajomymi.
Mówię, aż zasycha mi w gardle. Z każdym kolejnym słowem czuję się lepiej, przy okazji rozjaśnia mi się nieco w głowie i uświadamiam sobie, że teraz potrzebuję nowej strategii, bo stara - niedopracowana i błędna - odrobinę zawodzi i nie przewiduje scenariuszy na zaistniałą sytuację.
Gdy kończę, oczy Hedwig nadal przypominają spodki.
- Reasumując, po tych wszystkich latach przyjaźni, on najnormalniej na świecie udawał, że cię nie zna.
- W rzeczy samej. - Potwierdzam.
- A to palant. Tchórz.
- Po prostu się pogubił.
- I jeszcze go tłumaczysz.
- Próbuję zrozumieć, a to różnica.
Hedwig parska. Nie łatwo ujarzmić jej sarkastyczną naturę.
- Rut, on wyrzucił cię ze swojego życia, a ty jedziesz przez cały kraj, by naprawić jego błędy. Nie sądzisz, że to odrobinę chore?
- Nie rozumiesz. - Mówię z urazą. - On był moim najlepszym przyjacielem, takim, jakiego niełatwo spotkać w życiu, jakiego nie ma większość ludzi. Ostatni raz chcę spróbować. Jeśli się nie uda, to spoko, jakoś będę musiała to przeboleć, ale przynajmniej będę miała tą satysfakcję, że zrobiłam wszystko, by go odzyskać. Nawet nie wiesz, jak długo czekałam na taką szansę, nie mogę jej teraz zmarnować.
- Dobrze, niech ci będzie. - Dziewczyna poddaje się. Jej dłoń chwyta moją. - Pamiętaj, że mimo iż w ogóle nie rozumiem ciebie, to ja tutaj jestem i jak tylko trzeba będzie, zawsze ci pomogę.
Uśmiecham się do niej. Wiem, że nawet jeśli misja 'Freitag' okaże się kompletnym fiaskiem, nie będę zawiedziona. Bo zdobyłam nowe przyjaźnie, coś, czego nie doświadczałam od dawna.
- Dziękuję.
***
- Słucham. - Ilse zakłada buntowniczo ręce na klatce piersiowej i wbija we mnie wojowniczy wzrok. Jest taka pewna siebie i arogancka, silna. Ale ja też jestem silna; lata bezsilności, beznadziejności i smutku nauczyły mnie, jak pokonywać przeszkody, jak znowu stać się silną i niemalże niezniszczalną.
Ludzie ciągle się zmieniają.
Przez chwilę mierzymy się spojrzeniami.
- Severin. - Mówię spokojnie, delikatnie przekrzywiając głowę.
Blondynka prycha.
- Co z nim?
- Nie waż się go skrzywdzić. - Ostrzegam, nie tracąc swojego opanowania; nie mogę dać jej się sprowokować, wystarczy jeden błąd, by wszystko się sypnęło.
- A nie pomyślałaś - Dziewczyna nachyla się w moją stronę z nonszalanckim uśmiechem błąkającym się na jej malinowych ustach - że się w nim, no nie wiem, zakochałam? Że może też stał się dla mnie kimś ważnym?
Teraz to ja prycham.
- Kilka dni temu mówiłaś zupełnie inaczej.
- Poznałam go lepiej, zauroczyłam się nim, anulowałam swój plan i się po prostu zakochałam. - Blondynka wzrusza lekceważąco ramionami. Mam ochotę zedrzeć z jej twarzy ten cholernie pewny siebie uśmieszek. - Wiesz, ja też mam uczucia.
Nie wiem, czy jej wierzę. Bo oprócz bycia silną, nauczyłam się też, że ludzie nie są szczerzy, że prędzej czy później cię oszukają, porzucą, zostawią samego na pastwę okrutnego losu. Ludzie to skomplikowane istoty, ludziom nie powinno się wierzyć.
- Będę was obserwować, nie dam ci go skrzywdzić.
Ilse posyła mi tylko szydzące spojrzenie, po czym odchodzi.
Wszystko się we mnie gotuje.  Złość, gniew, irracjonalny strach, chęć zabicia kogoś. To do mnie niepodobne, zawsze jestem zrównoważona i spokojna, jestem jak morze w ładny, słoneczny dzień, takie bezpieczne i niemalże gładkie, bez żadnych fal. Jestem skałą, jestem pewnym gruntem. Nie wulkanem, nie Kinder Niespodzianką, kryjącą w sobie cały wachlarz nieposkromionych gestów, słów i uczuć.
Nie chcę patrzeć na cierpiącego Severina. Modlę się o to, by Ilse mówiła prawdę.
Szybkim krokiem przemierzam plażę. Szereg myśli wije się w mojej głowie i walczy o uwagę. Severin. Ilse. Richard. Pascal. Każda sytuacja jest patowa i dręcząca, w każdej nie umiem się odnaleźć.
Wszystko zamiast robić się prostsze, staje się jeszcze bardziej skomplikowane.
- Hej panienko.
Na swojej drodze napotykam kolejną przeszkodę, tak dla odmiany fizyczną. Zadzieram głowę do góry i niezbyt sympatycznym spojrzeniem mierzę młodego, wysokiego chłopaka o dziwnie nastroszonych blondo-jasnobrązowych włosach.
- Sorry. - Mruczę pod nosem i już mam odejść, kiedy zatrzymują mnie jego ręce.
- Zły dzień czy złe życie? - Pyta z za bardzo nonszalanckim uśmiechem.
- Nie twój interes. Puść mnie, debilu.
- Chciałem być miły.
- Miły możesz być dla każdej innej.
- Dobra, okay, uspokój się. - Chłopak podnosi do góry ręce w geście poddania się. - Więc jak ci na imię?
Rzucam mu kolejne niemiłe spojrzenie, po czym głęboko wzdycham. Nie mogę wyżywać się na osobach trzecich, nie należę do grona osób agresywnych. Jedyne, czego chce, to szczęścia przyjaciół.
- Rut. Rut Scholz. - Mówię ze zrezygnowaniem.
- Danny. No widzisz, od razu lepiej. - Chłopak, Danny ponownie się uśmiecha. - Więc, Rut, co się stało? Pokłóciłaś się z kochasiem? Z rodzicami? Przyjaciółka cię olewa? Nie smuć się, nie warto.
Furia wraca i niszczy jakiekolwiek pokłady mojej sympatii. Danny jest płytkim dupkiem, dla niego życie jest łaskawe. Mogę się nawet założyć, że jego bogaci rodzice obchodzą się z nim jak z jajkiem.
- Posłuchaj, chłopcze. Znasz tylko moje imię, nie moja historię, więc nie wydawaj żadnych osądów..
- Nie to miałem na myśli, wyluzuj trochę.
- Po prostu daj mi spokój. - Syczę.
Chcę zostać sama, chcę się pozbierać, uspokoić. Samotności, potrzeba mi samotności i słuchawek na uszach, czegoś, co wydrze mnie z rzeczywistości.
- Rut, widzę, że poznałaś już Quecka. - Za nami rozlega się głos Wanka. Odwracam się do niego, a on na widok mojej wzburzonej miny cofa się o krok.
- Kogo? - Jęczę. Nie, to nie może być prawdą. Ten dzień nie może być jeszcze gorszy.
- Ooo, czyli spędzimy ze sobą jeszcze trochę czasu. Naprawdę się cieszę, Rut. - Danny uśmiecha się, puszczając do mnie oczko. Nie gniewa się na mnie, chociaż że byłam dla niego szorstka i bardzo niemiła.
- Genialnie. - Przewracam oczami. - W takim razie... Do potem.
I odchodzę, chcąc jak najszybciej schować się do swojego bezpiecznego świata, gdzie na nowo wrócę do równowagi.
_______________________________

dobra, większość moich pomysłów dotyczy końcowej fazy opowiadania, muszę coś wymyślić, bo nie mam zielonego pojęcia, co zdarzy się w kolejnym rozdziale ;___;
ale jest queck. queck, który, tak jak w tamtym roku, powinien mi w hizie namieszać w głowie, a który tego nie zrobił, bo mogłam skoki oglądać tylko w sobotę :c
ale jest queck. lubię quecka. będzie zabawa :)
wisła, !@#$%^&*(), tęsknie za tym miejscem, tam codzienne życie się nie liczy.

ps. jest ktoś, kto nie chce korzystać z opcji 'obserwuj', 'subskrybuj' i woli być informowany przez gg lub twittera, huh?


wtorek, 16 lipca 2013

siedem: granice


- Ulubiona piosenka?

- Addictive Royal Republice. Deser?

- Lody waniliowe.

- Wciąż?

- Wciąż. Cel.

- Skończyć studia, przede wszystkim. Największa przyjemność?

- Chyba skoki.

- Chyba?

- Na pewno skoki. Tylko, że czasami o tym zapominam.

- No cóż... Twoje marzenie?

- Hej, teraz moja kolej! Nadal piszesz wiersze?

- Aha. Próbuję się też w prozie. Marzenie?

- Złoto olimpijskie. Ulubiony film?

Blablabla. Czysta neutralność, żadnych tematów, które mogą zaboleć, przywiać echo minionych miesięcy, lat. Na nowo uczymy się siebie poznawać, zaczynamy wszystko od podstaw, od banałów. Czasem bywa niebezpiecznie, czasem od naszego tabu dzieli nas cienka linia, ale zgodnie z naszą niepisaną umową, na razie o TYM nie rozmawiamy. Najpierw chcemy się sobą nacieszyć. Na niszczenie się TYMI wspomnieniami i TYMI wykonanymi bądź niewykonanymi krokami jeszcze przyjdzie czas. Powoli, ostrożnie, delikatnie.

- Najmilsze wspomnienie? - Pyta beztrosko Richard, po czym zamiera. Boi się, czuję to każdą komórką ciała, widzę ten błysk oka, który tylko nielicznie mogą prawidłowo odczytać. Boi się, że moja odpowiedź może przekroczyć granicę.

I pewnie ma rację. Dlatego milczę. Wysuwam twarz do słońca, rozkoszując się subtelnymi muśnięciami promieni. Po wczorajszym deszczu ani śladu; promienne słońce rozgoniło ciemne chmury.

Prawie jak w moim życiu. Prawie.

Tylko, że prawie to gigantyczna różnica.

- Przepraszam. Od kiedy farbujesz włosy? Przedtem były inne. - Mówi szybko, pozornie opanowanym głosem.

- Po... Od trzech lat. - Czytaj od twojego wyjazdu. - Na początku różne odcienie czerwieni. Dopiero od tego roku jestem ruda.

- Pasuje ci, naprawdę.

Chwilę milczymy pogrążeni we własnych myślach. Ta cisza nie kaleczy, wręcz przeciwnie, koi i uspokaja, jest jak balsam gojący rozdrapane rany.

W nozdrzach czuję zapach dzieciństwa.

- Masz kogoś? - Pyta niespodziewanie Freitag. Pytanie zaskakuje nas oboje.

- Nie. - Odpowiadam krótko, bez wdawania się w szczegóły. - A ty?

Brunet kręci przecząco głową.

- Związki na odległość nie przechodzą próby. Ani na dobrą sprawę związki, w których jedna z osób związana jest ze sportem. Przynajmniej w moim przypadku.

Aha, zapamiętam.

- A z Bodmerem to co jest? – Freitag posyła mi pytające spojrzenie.

Wzruszam obojętnie ramionami.

- A co ma być?

- Nie wiem. On chyba cię lubi.

- I niech na tym się skończy.

- Dałaś mu kosza...

- Powiedział ci?

- Nietrudno się samemu domyśleć. Zwłaszcza jak Pascal gada przez sen.

- Musiałam. - Szepczę cicho.

Kilka sekund później Richard wyjmuje z kieszeni telefon i odbiera wiadomość.

- Jadą do centrum. Jedziemy?

- Nie. Lepiej chodź na kawę.

***

Kawa jest gorąca, czarna i mocna, taka jak być powinna. Rozkoszuję się jej gorzkim smakiem i poddaję się subtelnej nutce nostalgii. Czuję się zadziwiająco dobrze; od miesięcy nie byłam w tak dobrym samopoczuciu. Mimo granic, barier, niepewności i nie-mówmy-o-tym, jestem prawie szczęśliwa. Prawie, słówko klucz, znowu.

- Nie wiem, jak można pić gorzką kawę. - Richard uśmiecha się delikatnie, wsypując do swojej filiżanki trzy łyżeczki cukru.

Wspaniale jest znowu móc widzieć jego uśmiech.

Wspaniale jest znowu móc z nim rozmawiać. To tak jakby odzyskała cząstkę siebie. Co nie znaczy, że jestem poskładana w całość. Bo tak nie jest. Jeszcze nie. Nadal jestem totalnie rozpieprzona we wnętrzu, nadal puzzle nie są na właściwym miejscu.

- Co do twoich rodziców...

- Richard. - Mówię ostrzegawczo.

- Chciałem ci tylko powiedzieć, że mi naprawdę przykro. I że masz rację, przynajmniej częściowo. Nie dałem rady, to wszystko mnie przerosło. Nie chciałem z tobą urywać kontaktu, samo tak wyszło. Zresztą myślałem, że tak będzie lepiej dla ciebie. Ale nie było. I mi też było ciężko.

- Granica. - Szepczę. - Przekraczasz granicę.

Richard milknie i patrzy się na mnie w zamyśleniu. Jego spojrzenie twardnieje i staje się nie do przeniknięcia. Jest bardzo odległy. Odległy jak kiedyś. Boję się, że jego obojętność powraca. Mimowolnie kulę się w sobie.

- Chcę... Chcę o tym porozmawiać.

- O tym. - Uśmiecham się z ironią wypisaną na twarzy. Palcami obejmuję przyjemnie ciepłą filiżankę. - Z nas dwojga to ty się bardziej 'tego' bałeś. Ty próbowałeś unikać rozmów o 'tym'.

Moje słowa są dla niego jak wymierzony policzek. Chłopak zaciska mocno pięści. Poza tym jest spokojny i opanowany.

- Przemyślałem kilka spraw. Rut, nie możemy w sobie tego dłużej dusić.

- Więc mamy się sobie tutaj wyżalić? Zrobić sesję terapeutyczną?

- Chcę byś tylko wiedziała, że gdybym mógł cofnąć czas to inaczej bym postąpił.

Kręcę głową. Nie chcę rozmawiać na takie tematy, jeszcze jest na to za wcześnie. To, co nas połączyło jest za delikatne i kruche, za świeże, by wytrzymało ciśnienie TEJ rozmowy. Czas, potrzebujemy czasu.

- Kilka dni, proszę.

Richard posyła mi badawcze spojrzenie. Przez kilka chwil mierzymy się wzrokiem. W końcu chłopak prawie niezauważalnie kiwa głową.

Granice uratowane.
___________________________

wracam, wracam, wracam., wczoraj wpadły mi do głowy nowe pomysły, jestem taka podekscytowana <3
znaczy, wszystko zależy od waszych wejść i komentarzy, inaczej nie ma to sensu. ale tak bardzo chcę wrócić i dokończyć tą historię, że mnie czasami aż rozsadza. bardzo przywiązałam się do tego opowiadania, bardziej nawet niż do naked--heart, wiele dla mnie znaczy.
a powyższy rozdział znalazłam jeszcze w zeszycie, pisałam go bodajże w sierpniu (huehue) i mam nadzieję, że wam się podobał :)
A prace nad ósemką trwają!
<3